Obserwatorzy

poniedziałek, 28 grudnia 2009

Na życzenie małego fana (1)

W czasach licealnych udało mi się nagrać film z Michaelem Jacksonem. Tytułu nie pomnę, ale film był sympatyczny i, co najważniejsze, z dużą dawką twórczości wspomnianego artysty. Jestem wielbicielką jego twórczości, aczkolwiek nigdy nie byłam fanką, co to sprzeda duszę diabłu, aby móc na koncercie rwać włosy z głowy dla swego idola. Piosenek chętnie posłucham, klipy chętnie pooglądam, ale żeby mdleć na jego widok, to raczej nie w moim stylu. Nie mniej jednak film onegdaj nagrałam, a gdy Bartek wypruciał go z otchłani zapomnienia, chętnie obejrzałam go ponownie. I potem drugi raz. I trzeci. I kolejny raz. I już dalej nie pamiętam, który to był raz. O ile przy pierwszej powtórce jeszcze z ciekawością i sentymentem zerkałam na ekran, o tyle do kolejnych razów byłam już niemal zmuszona, bowiem Bartek (dla przypomnienia: lat 7 i pół) właśnie odkrył w sobie miłość do twórczości Michaela Jacksona i koniecznie usiłował mi ją opisać. Przy -nastym razie każdy by wymiękł. Nie mniej jednak miłość do Jacksona zaczęła rozkwitać w duszy młodego fana niczym kwiecie ciepłą wiosną.

Jakiś czas temu opowiedziałam Bartkowi, jak synek Madziorka nazwał Michaela Jacksona, gdy zobaczył jego sylwetkę wyłaniającą się z krzyżykowego chaosu. Pomroczność jakaś musiała mnie ogarnąć, gdy opowiadałam tę historyjkę, albowiem dziecię moje natychmiast podchwyciło ideę i jęczało, póki nie obiecałam wyszyć mu facjaty ulubionego artysty. Jest już tyle:Na razie przewiduję wykonanie okładki na zeszyt z wykorzystaniem haftu, ale czas pokaże, co rzeczywiście z tego wyjdzie. Biorąc pod uwagę, że tempo wyszywania spadło u mnie dość mocno (zakładka dla Eli - półtora miesiąca!), to do 18 kwietnia powinnam wyrobić się (urodziny Bartka).
--------------------------------------------------
Nazbierało mi się sporo zaległości w odpowiedziach na wasze komentarze. Ponieważ jest tego dość dużo, odpowiedzi podzieliłam na kategorie, w których komentarze były zamieszczane. Zanim jednak przystąpię do odpisywania, chciałabym najpierw serdecznie podziękować Wam za wszystkie życzenia świąteczno-noworoczne :-)

"Paczuszka od Jolany - HSP3"
Justyna: Też uważam, że fajne :-D

"W tataraku szepcze rak"
Justyna, Dana, Lilka, Gocha6363, Madziorek, KasiaS: Bardzo dziękuję :-)
Jewa: Dziękuję bardzo :-) To ja się bardzo cieszę, że mogłam Eli podarować te zakładkę :-)
Mmorelia61-Kasia: Dziękuję pięknie :-) Moim tworom papierowym daleko jeszcze do Twoich, ale staram się. Sprawdź skrzynkę :-)
Elziutka: To, że Ci się podoba, jest dla mnie sprawą najważniejszą, bo dla Ciebie ta zakładka właśnie powstała :-) Ogromnie się cieszę, że tak Ci się spodobała :-)
Aneladgam: Słusznie zgadujesz :-) Jam Ci Wrocławianka, choć nie z urodzenia ;-)

"Świąteczna wymiana ATC"
Ulkaaz: Dziękuję bardzo :-) Też uważam, że takie własnoręcznie wykonane rzeczy są wspaniałe, dlatego zawsze mnie cieszą i maja dla mnie podwójną wartość, bo wiem, że ktoś poświęcił mnóstwo czasu, aby je zrobić specjalnie dla mnie.
Skrzatka: Bardzo się cieszę, że Ci się podoba :-) A ja właśnie chciałabym też dostać Twojego "krzywulca", bo tak jak usiłowałam dojrzeć na blogu Justynki, to żadnych krzywizn nie dojrzałam. Usiłowałam dokładniej obejrzeć u Ciebie na blogu, ale nie mogłam znaleźć. Poza tym wszelkie krzywizny są zawsze "celowym działaniem mającym na celu przekazanie światu wizji artysty". Pamiętaj o tym :-D

"Z rozpędu"
Kamala86: Dziękuję bardzo :-)
Xgalaktyka: Na pewno umiesz zrobić takie scrapuszko, tylko że nie wiesz jak. Ja też nie umiałam, dopóki nie trafiłam na tutorial. Mówię Ci: prościzna. Jak przypomnę sobie, gdzie znalazłam kursik, to podam link do niego.
Izabela: Dziękuję bardzo :-) Odważ się, bo to naprawdę nic trudnego.
Sabinka.t1: Myślę, że notesik w niebieskościach też wyglądałby fajnie. Zrobiłam go akurat w takich kolorach, bo chciałam, aby stanowił komplet z zakładką. Mam ochotę zrobić więcej takich notesików, pomysły kłębią mi się w głowie, tylko że czas mało na ich realizację. Ostatnio wszystko robię z doskoku, na raty i na stojąco :-/

"Jak zrobiłam swoją pierwszą zakładkę"
Ewkaka19: Nie ma sprawy :-)
Obsesja Kasiulka: Dziękuję bardzo :-)
Solith: Dziękuję :-) Niestety scrapbooking to kosztowne hobby. Ze swojej strony to polecałabym jednak zaopatrywanie się w w sklepach internetowych: większy wybór, niższe ceny. Lepiej mieć mniej gadżetów, ale za to niech będą bardziej uniwersalne. Poza tym pobuszuj trochę na forach - jest tam mnóstwo rad, co czym można zastąpić.

"Haftowane prezenty"
Michalina: Bardzo dziękuje za wyróżnienie :-) Jestem zaszczycona, że postanowiłaś wyróżnić właśnie mój blog :-)

"Kuracja odmładzająca"
An z Chatki, Ata: Staram się :-) Wszak człowiek uczy się przez całe życie :-)
leloop: Doskonale zdaję sobie sprawę, że nasza franzuszczyzna jest co najmniej niedoskonała :-) Od czegoś trzeba jednak zacząć :-) Teraz przynajmniej będę "pełnoletnia" :-D

"Idą Święta"
Ona i ja, Ewkaka19, Ata: Bardzo dziękuję :-)
Kamala86: Twoje westchnienie nieco się zdezaktualizowało :-) Już po Świętach :-)
Anek73: Dziękuję bardzo :-) A ja cieszę się, ż Twoje ATC trafiło do mnie :-) Bardzo mi się podoba :-)

"Na wiosnę kwiatki rosną..."
Xgalaktyka: Dziękuję bardzo :-) Żałuję, że nie mogę przysiąść porządnie do "ogródka" - względy czasowe niestety.

Mam nadzieje, że nikogo nie pominęłam, a jeśli tak, to proszę o wybaczenie.

czwartek, 24 grudnia 2009

Świątecznie

Niech się spełnią świąteczne życzenia,
te łatwe i te trudne do spełnienia.
Niech się spełnią te duże i te małe,
te mówione głośno lub wcale.
Niech się spełnią te wszystkie krok po kroku
w nadchodzącym Nowym Roku.

poniedziałek, 21 grudnia 2009

Paczuszka od Jolany - HSP3

Dotarła do mnie już w piątek, ale z powodów ogólnie znanych i dość powszechnych chwalę się dopiero dziś. Najpierw dość długo leżała w takim stanie jak widać (nader przyjemnym zresztą),
bo, jak znam życie, to podczas rozpakowywania miałabym obok siebie dwie ciekawskie główki, a dwie pary bardzo zwinnych rączek zaczęłyby wydzierać moje nowe skarby z rąk i nie jestem pewna, czy mogłabym się nimi jeszcze cieszyć. Dzięki skutecznemu kamuflażowi do zdjęcia zdążyły zapozować poniższe pyszności-piękności: czekoladki, herbatka, kawka, widokówka z Łodzi i świeczka. Wszystko to (no, może z wyjątkiem widokówki) z pewnością zostanie zużyte podczas nadchodzących Świąt :-) albowiem jestem ogromnym łasuchem (i nie tylko ja), kawoszem, lubię dobrą herbatę i płonące świece :-)
W części robótkowej paczuszki znalazły się dwie aidy w moich ulubionych kolorach, dwie piękne cieniowane muliny, śliczne guziczki i inne przydasie, które na pewno wykorzystam również w scrapbooking-u :-) - Jola wie, o co chodzi :-)
Najlepsze zostawiłam oczywiście na koniec, czyli to, co Jola zrobiła specjalnie dla mnie :-) Jest tu obrazek z uroczym aniołkiem, szydełkowe gwiazdki, które pięknie prezentują się na choince, a które nadal mi nie wychodzą, choć próbowałam już kilka razy oraz przepiękna kartka świąteczna z życzeniami:
Ta, niby niepozorna, choineczka zachwyciła mnie ogromnie, jest bowiem wykonana techniką haftu wstążeczkowego, którego tajników nie jestem w stanie (przynajmniej na razie) zgłębić. Obwąchałam ją niemal i mam wrażenie, że Jola zastosowała ścieg margerytkowy :-) Może kiedyś uda mi się zrobić choć trochę podobną do oryginału...?
Do paczki dołączony jest jeszcze bardzo sympatyczny list, w którym Jola wyraża swoją wątpliwość, czy to wszystko spodoba mi się. Jest to problem chyba każdej obdarowującej, ale akurat Ty, Jolu, takich wątpliwości mieć nie powinnaś - wszystko naprawdę bardzo mi się podoba :-) Dziękuję, Jolu kochana, za wspaniałą niespodziankę, a Joasi i Ani za trud włożony w organizację zabawy.

piątek, 18 grudnia 2009

W tataraku szepcze rak

Może szepcze, a może i nie szepcze... Może ryby ślą do siebie bąbelkowe wiadomości, a może wszystkie stworzonka pogrążyły się w błogostanie z rzadka przerywanym lotem ważki...W każdym razie nie mnie na ucho szepczą te raki, tylko Elziutce, której miałam przyjemność przygotować paczuszkę w ramach zabawy Haftowany Secret Pal 3. Do zakładki dołączyłam trochę innych rzeczy mniej lub bardziej przydatnych oraz mniej lub bardziej strawnych ;-)

Moje ambicje dotyczące haftowanej części tego prezentu były znacznie większe. Niestety deficyt czasowy sprawił, że byłam zadowolona, że w ogóle udało mi się skończyć tę zakładkę na czas. Jej zrobienie zajęło mi półtora miesiąca! Jakieś rekordy normalnie biję. Najważniejsze, że prezent spodobał się Eli.

czwartek, 17 grudnia 2009

Świąteczna wymiana ATC

... zakończyła się. Przynajmniej dla mnie, bo dotarła już do mnie porcja ATC z wymiany organizowanej przez Justynę-Maleństwo. Do wyboru były dwa tematy. Pierwszy z nich to "Idą Święta". Z tej kategorii przypadły mi w udziale trzy karteczki, które wykonały (od lewej) Eda-1, Oura512 i Ewkaka19:Z drugiej kategorii zatytułowanej "Zimowy czas" dostałam ATC wykonane przez (od lewej) Madlinkę i Anek73. Ostatnia karteczka piernikowa to dzieło samej gospodyni wymiany.
Już drugi raz miałam okazję wziąć udział w wymianie ATC i coraz bardziej podoba mi się to. Potrzeba tylko wolnego czasu, a tego rzadko kto ma za dużo. Na szczęście Justynka zostawiła nam cały miesiąc na tworzenie.

Moje wrażenia:
  • ile osób, tyle pomysłów i każdy niesamowity,
  • oglądnęłam większość ATC na blogach uczestniczek wymiany i doszłam do wniosku, że chciałabym dostać dzieło każdej z nich (szkoda, że to niemożliwe),
  • karteczki dużo lepiej prezentują się na żywo niż na zdjęciach,
  • każde ATC zachwyciło mnie czymś innym i zamierzam bezczelnie wykorzystać pewne "myki" w kolejnych moich tworach ;-)
Wszystkim Artystkom bardzo dziękuję (w końcu przecież to Artist Trading Cards) za kawałek ich wspaniałej twórczości, a Justynce ślę specjalne podziękowania za organizację kolejnej fantastycznej przygody z ATC.
A teraz lecę podpatrzeć komu trafiły się moje brzydale :-)

wtorek, 15 grudnia 2009

Z rozpędu

Jak już zrobiłam zakładkę (tę opisaną w kursie), to z rozpędu dziabnęłam do kompletu notesik powszechnie znany jako scrapuszko:W środku znajdują się samoprzylepne karteczki typu Post-it i trochę dodatkowych ozdób:
Taki komplecik może być miłym niezobowiązującym prezentem, toteż długo nie zagrzał miejsca w szufladzie.
Przydałoby się machnąć jeszcze kilka takich komplecików, tylko że czasu brak, a to u mnie w domu towar niezwykle deficytowy.

środa, 9 grudnia 2009

Jak zrobiłam swoją pierwszą zakładkę

Nie tak dawno zaprezentowałam szanownemu społeczeństwu moją pierwszą niehaftowaną zakładkę. Kiedy jedna z czytelniczek tego bloga wyraziła zainteresowanie sposobem jej zrobienia, poczułam się niemal znawczynią tematu o wdzięcznej, swojsko brzmiącej nazwie "scrapbooking" ;-) Chętnie podzielę się patentem na wykonanie tejże zakładki.

Podczas robienia zakładki wykorzystałam:
  • linijkę i nożyk do przycięcia kartonu,
  • oczywiście karton (tutaj z serii Romanca),
  • dziurkacze (duży i mały kwiatek oraz listek) do wycięcia ozdób,
  • stempelki-zawijaski oraz wstążeczkę do ozdobienia,
  • klej do przyklejenia wszystkich wspomnianych ozdób (polecam klej Magic),
  • tusz w kolorze brązowym do odbicia stempelków i postarzenia kartonu.
Oprócz uwiecznionych na powyższym zdjęciu przedmiotów korzystałam również z taśmy klejącej (najzwyklejszej) i nożyczek (czymś trzeba było uciąć wstążeczkę).

Z kartonu należy wyciąć dwa paski. Jeden pasek będzie frontem zakładki, drugi jej plecami. Rozmiary zakładki są oczywiście sprawą indywidualną, moje paski mają wielkość 4,5 cm x 17 cm. Resztki kartonu wykorzystamy do...
... wycięcia ozdób za pomocą dziurkaczy.Tuszujemy krawędzie zarówno pasków zakładkowych jak i wszystkich ozdóbek. Jak to zrobić? W jedną rękę bierzemy karton, w drugą poduszkę z tuszem i nie zważając na ewentualne plamy na palcach przecieramy gąbką z tuszem krawędzie kartonu pamiętając, aby tuszować od środka do zewnątrz.
Na zakładce tworzymy kompozycję z wytuszowanych elementów, którą następnie przyklejamy klejem. Odcinamy dwa kawałki dobranej kolorystycznie tasiemki...... i przyklejamy je po lewej stronie kartonu. Jak widać niżej zdecydowanie poszłam na łatwiznę i zastosowałam taśmę klejącą.Stosując ten sam tusz, który użyliśmy do postarzenia kartonu, odbijamy na zakładce dobrane wielkościowo stempelki.Sklejamy front zakładki z plecami i pakujemy na pół dnia (ewentualnie nocy) pod kilka książek, przy czym radziłabym włożyć zakładkę między dwie kartki czystego papieru przed umieszczeniem jej pod stosem książek.W czasie leżakowania klej chwyci wszystkie krawędzie (trzeba pamiętać, aby smarować klejem z umiarem i nie tylko po całości, ale również jak najbliżej krawędzi), a zastosowanie kleju Magic będzie gwarancją, że to, co wyjdzie poza zakładkę, nie obniży jej walorów estetycznych, ponieważ po wyschnięciu staje się on przezroczysty.

I to wszystko. Prawda, że nie jest to zbyt skomplikowane? Po zrobieniu tej zakładki naszła mnie jeszcze taka myśl, że tak naprawdę, jakby się uprzeć, to można znacznie ograniczyć ilość użytych sprzętów. Jeśli ktoś nie dysponuje dziurkaczami, to te wszystkie kwiatki można narysować sobie i wyciąć starannie nożyczkami. Zastosowanie dziurkaczy tylko przyspiesza proces powstawania zakładki (przy świątecznych ATC wszystkie elementy rysowałam i wycinałam nożyczkami - nie posiadam dziurkacza z motywem liścia ostrokrzewu). Jeśli zaś stempelki-zawijaski są w sferze naszych marzeń, to można pokusić się o ich odręczne narysowanie (odrysowanie). Słowem: wszystko jest do zrobienia :-)

Mam nadzieję, że ten kurs przyda się komuś. Proszę wybaczyć niezbyt dobrą jakość zdjęć - kurs robiony był późnymi wieczorami tudzież wczesnymi porankami, a wtedy słonka niet.

środa, 2 grudnia 2009

Kuracja odmładzająca

- Synuś, umiesz ty powiedzieć coś sensownego po francusku? - zapytała Pani Matka, przy czym w jej głosie zabrzmiała nutka wątpliwości.
- Trochę umiem, ale mało.
- No to mów, co umiesz.
- Umiem: "Komon du ta pel? Żu ma pel Bartek. Żu sła sept."
- Rany! Synek! Ale to piękne! - Pani Matka na krótko oniemiała z zachwytu - A co ty właściwie powiedziałeś?
- Powiedziałem: "Jak się nazywasz? Nazywam się Bartek. Mam siedem lat."
- No nie! Dawaj no te płyty z francuskiego! Muszę cię trochę dogonić.

Po dwóch dniach Pani Matka pochwaliła się w pracy:
- ... no i uczę się francuskiego z synkiem. Umiem już przedstawić się i powiedzieć ile mam lat, z tym że liczyć umiem na razie do dziesięciu, więc mogę powiedzieć, że mam maksymalnie dziesięć lat. Zapewne jeszcze długo nie poznam kolejnych liczebników, więc długo będę miała te dziesięć lat.

Lenin wiecznie żywy, Pani Matka wiecznie młoda!

poniedziałek, 30 listopada 2009

Idą Święta

Zapada zmrok. Szybkim krokiem zmierzam do cieplutkiego domku. Mijając budynki z rzędami oświetlonych okien nie mogę się powstrzymać, aby nie zerknąć w nie. O! Choinkę już ubierają! A tu już lampki zawieszone!
Pewnie obok stoi pudło z ozdobami. Za chwilę do pokoju wbiegną dzieci i będą dalej stroić choinkę. Święta idą!
Taka to wizja mnie dopadła, gdy zdecydowałam się na udział w wymianie ATC organizowanej przez Justynę, która zaproponowała dwa tematy do wyboru: Idą Święta i Zimowy czas. Ponieważ zimę lubię śnieżną i mroźną wyłącznie za oknem i w dodatku tylko w czasie Świąt Bożego Narodzenia, wybór tematu nie nastręczył mi wielu trudności. Wspomniana wizja nie dopuściła do zbytniego uproszczenia tematu, dlatego cały miesiąc trwało przygotowywanie pięciu karteczek ATC:
P.S. W okienkach są szybki :-)

piątek, 27 listopada 2009

Żeby nie było, że się lenię

Żyję i mam się nieźle. Pan Mąż wyzdrowiał (chyba - z nim to nigdy nie wiadomo), Pan Syn wyzdrowiał, Pani Córce chyba zaczyna się katar. Jesteśmy więc pod koniec domowego chorowania. Ja na razie jakoś się trzymam, nie licząc jednodniowej niedyspozycji spowodowanej przez malinową tartę. Złego licho nie bierze, więc może jakoś uchowam się przed tymi katarami ;-)

A propos zdrowia: Madziorek, sabinka.t1, alexls, Olenkaja, bardzo dziękuję za życzenia powrotu do zdrowia. Gdy pisałam tego posta moja niedyspozycja była już na szczęście wspomnieniem.

Nawiązując do tytułu tej notatki uprzejmie donoszę, że robótki wcale nie leżą odłogiem, tylko ich wykonywanie jest mocno rozciągnięte w czasie (z powodu jego braku, oczywiście). Aby zobrazować to "rozciagnięcie" dodam, że cały listopad dłubałam ATC na wymianę organizowaną przez Justynkę. Proszę zwrócić uwagę na zastosowanie czasu przeszłego ;-) Tak, tak! Skończyłam! Tylko że sierota koreańska ze mnie, bo zapomniałam zabrać je ze sobą, aby wysłać wracając z pracy. Trudno, zrobię to w poniedziałek - na szczęście zmieszczę się jeszcze w terminie :-)

Oprócz wspomnianych wyżej ATC dłubię jeszcze drobny upominek na wymianę w ramach HSP 3. Trwa to już również miesiąc, na szczęście zostało już niewiele do zrobienia i wkrótce powinnam wysłać paczuszkę.

Bardzo, bardzo dziękuję za przyznane wyróżnienia. Jest mi niezmiernie miło, że postanowiłyście uhonorować właśnie mnie, choć jest tyle innych, bardziej kreatywnych blogowiczek. Sama nie potrafię wybrać kilku blogów, które mnie inspirują. Na każdym z blogów, które mam w zakładkach, oglądam różne piękności i czerpię z nich natchnienie. Niech się wszyscy czują wyróżnieni :-)

Olenkaja: Nawet nie wiesz, jak bardzo cieszą mnie takie słowa :-) Jak każdy szary człowiek lubię, gdy mnie pochwalą za moje wypociny :-)

Anonimowy: Dziękuję bardzo, jest mi szalenie miło :-) Jeśli zaś chodzi o zakładki, to uważam, że to nie Panie są szczęściarami, tylko ja i moje dziecko, że do nich trafiło. Jest szansa, że wyrośnie na porządnego człowieka ;-)

alexls: Dziękuję bardzo :-) Mnie też się podoba ;-) Przynajmniej na razie ;-)

gadzia95: Wprawdzie nie wzięłam udziału w candy, ale za zaproszenie bardzo dziękuję. No i witam w gronie blogujących :-) Na pewno będę zaglądać :-)

Olcia113, An z Chatki, Mmorelia61-Kasia, ewkaka19, clematis: Dziękuję bardzo. Miło mi, że podobały się Wam moje zakładki - to znaczy już nie moje :-)

Mmorelia61-Kasia: Narzekam na te swoje dzieci, ale w sumie to rzeczywiście cieszę się, że nie są one "ciepłymi kluchami" :-)

ewkaka19: Ewuniu, postaram się wkrótce napisać, jak zrobiłam te zakładki. Specjalnie dla Ciebie :-)

clematis: Niestety to nie były dowcipy. To sama naga prawda :-)

wtorek, 17 listopada 2009

Rozmowy niekontrolowane

- Ufff... - westchnęła z ulgą Pani Matka - Dzieciaki wykąpane, nakarmione, Hania śpi. Przysiądę choć na chwilkę.
Wypełniając swoją groźbę Pani Matka zasiadła na salonowej kanapie i odruchowo zaczęła składać przyniesione wcześniej ze strychu pranie. Nie dotarła nawet do połowy kosza z wypraną bielizną, kiedy pojawiło się niemiłe uczucie połączone z lekką nadwrażliwością okolic żołądka. Starym zwyczajem Pani Matka usiłowała zignorować doznania, jednak gdzieś między synowskimi gatkami a mężowskimi skarpetkami postanowiła podnieść swoje szanowne cztery litery i dość statecznym, jak na owo uczucie, krokiem udała się do łazienki, gdzie przyjęła niezbyt reprezentacyjną pozycję i rozpoczęła czynność zwaną "rozmową z lwem".
Pan Syn wprawnym uchem wyłowił nietypowe dla wieczornej krzątaniny dźwięki i natychmiast powiadomił o tym Pana Męża:
- Tato, tato! Mama rzyga!
W przerwie tej niezbyt kontrolowanej "rozmowy" do łazienki taktownie zaglądnęła głowa Pana Męża:
- Pomóc Ci w czymś?
- Nie. - wykrztusiła Pani Matka, po czym zaczęła się zastanawiać: "Można pomóc w sprzątaniu, można pomóc w odrabianiu lekcji, w gotowaniu, w opiece nad dziećmi, ale jak, u licha ciężkiego, pomóc w wymiotowaniu?! Chociaż jakby się tak mocniej zastanowić, to w sumie trochę twardo na tych kaflach...".
Po trzeciej turze toaletowych "negocjacji" Pan Syn zainteresował się:
- Czy są jakieś ślady?
- Czego, synku? - Pani matka uniosła się nieco na łokciu.
- Nooo... rzygania.
- Nie, kochanie. Wymiotowałam kulturalnie celując prosto do kibelka, a potem równie kulturalnie spuściłam wodę.
- Aaaaa... - westchnęło dziecię, przy czym w jego głosie wyraźnie zabrzmiała nutka żalu. Nieco zawiedziony brakiem możliwości przyglądnięcia się czemuś zdecydowanie nieestetycznemu powrócił do przerwanej zabawy, zaś Pani Matka przez 24 godziny usiłowała nie patrzeć na poczynania pozostałych domowników.

czwartek, 15 października 2009

Dzień Nauczyciela

1 września
Rozpoczęcie roku szkolnego. Wszystkie dzieci siedzą jak truśki w ławkach. Wszyscy rodzice stoją za dziećmi jak truśki. Jakieś dziecko lekko pochlipuje. Rodzice nie pochlipują. Pani łagodnym głosem opowiada dzieciom (i rodzicom) o tym, jak fajnie będzie w szkole. Nagle jedna z dziecięcych rąk wystrzeliła w górę. Pani Nauczycielka nie zauważywszy owej ręki (najwyraźniej również była trochę przejęta) kontynuowała opowieść. Dziecię było jednak mocno zdeterminowane i poczekawszy, aż Pani zamilknie, aby zaczerpnąć oddech, wyrzuciło z siebie wszystkie nurtujące je pytania:
"Proszę Pani, a czy będzie plastyka? A z kim będziemy mieć plastykę? A czy będziemy wycinać? Proszę Pani, a ja byłem w przedszkolu najlepszy z czytania." Matka dziecka miała ochotę schować się pod ławkę.

Koniec września - Sekretariat szkolny
- Dzień dobry. Chciałam zapisać dziecko na półkolonie zimowe. Czy są jeszcze miejsca?
- Tak, oczywiście. Kogo mam zapisać?
- Bartłomieja G.
- Aaaa... Bartka z I-szej A...
- O jejku! A co on przeskrobał, że w Sekretariacie jest już znany?
- A nic... To takie nasze żywe sreberko...

Początek października - zebranie rodziców
- ... i jeśli Państwo zauważą, że dziecko zaczęło przynosić pieczątki typu " Popraw swoje zachowanie!" albo " Zachowujesz się niewłaściwie!", to bardzo proszę zgłosić się do nas, aby o tym porozmawiać, bo możemy wtedy ustalić wspólne działania, aby było lepiej.
- No właśnie Bartek zaczął przynosić takie pieczątki.
- Bo Bartek ma zawsze coś ciekawszego do roboty niż zadanie. Na przykład czyta książkę pod ławką.

Początek października - korytarz szkolny przed lekcjami
- Bartek, powiedziałeś mamie, co wczoraj zrobiłeś?
- A co on zrobił? Nic nie mówił!
- Zamknął dwóch chłopców w toalecie od środka i wyłazili wszyscy pod drzwiami.

W związku z powyższym uważam, że należało podziękować Paniom Nauczycielkom za ich pracę nieco szczególniej, bardziej osobiście i dlatego zrywami i na stojąco powstały trzy zakładki. Wybaczcie, proszę, jakość zdjęcia, ale o 5-tej rano nie wychodzą zbyt dobre:
Dlaczego trzy zakładki? Bartek chodzi do klasy integracyjnej. Jedna Pani zajmuje się nauczaniem ogólnym, druga - Pani Pedagog - pomaga dzieciom, które mają nieco większe kłopoty z nauką, a trzecia Pani pomaga chłopcu, który ma problemy z koncentracją.

Wykorzystałam papiery z serii Romanca i Amber z ILS.
--------------------------------------------------
Bardzo, bardzo dziękuję Wam za przemiłe słowa i uznanie dla "Pamiątki z podróży" :-) Dopinguje mnie to do wzmożenia wysiłków w szukaniu czasu na haftowanie :-)

wtorek, 6 października 2009

Pamiątka z podróży (3)

Wpadam na chwileczkę, bo czas goni, a chciałam Wam pokazać dokończony obrazek. Obrazek jest prawie gotowy, bo muszę go jeszcze oprawić, ale na to akurat to on jeszcze poczeka. Swoje zakończenie obrazek zawdzięcza Panu Mężowi, który pewnego weekend'u zabrał Pana Syna pod pachę i wyjechali do teściów. Zamiast chłopakami mogłam wtedy zająć się wyszywaniem. Trochę krzywo wyszedł na zdjęciu, na szczęście w rzeczywistości taki nie jest.Nieco więcej szczegółów:Teraz zamierzam przepraszać się z kalendarzem adwentowym.
--------------------------------------------------
Rusza trzecia edycja zabawy Haftowany Secret Pal. Zachęcam serdecznie do wzięcia w niej udziału, a po szczegóły zapraszam na stronę http://haftowanysecretpal.blogspot.com/

czwartek, 24 września 2009

Pamiątka z podróży (2)

Wymiętolone okrutnie, ale za to widać, jakie walki z czasem i materią niezupełnie hafciarską toczę, żeby choć kawalątek nitki zaplątać w aidę. Wyszyłam wszystkie krzyżyki i półkrzyżyki, w tym kolorami łączonymi. Obrazek zaczął nabierać charakteru.Do zrobienia pozostały detale, czyli kontury i francuskie supełki.

piątek, 11 września 2009

Na wszelki wypadek

- Kokli kokli gwitami kika blegaki wsikokli ba? - rzekła Hania wyraźnie kończąc wypowiedź znakiem zapytania.
- Hmmm... - zasępiła się Pani Matka i na wszelki wypadek dodała - Nie.

A nuż znaczyło to: "Mamo, umówiłam się z kolegą z piaskownicy. Czy mogę wrócić po 22-giej?".

wtorek, 8 września 2009

Wykopane

Mam w domu jedną taką półkę, na którą w biegu wrzucam różne drobiazgi. Co jakiś czas usiłuję na niej posprzątać. Odkrywam wtedy mnóstwo zapomnianych rzeczy, przy czym zawsze mocno się dziwię, że takie fajne różności posiadam. Sprzątanie zazwyczaj kończy się szybkim wrzuceniem całego majdanu z powrotem, bo na przykład koleżanka Hanka koniecznie chce mi pomóc w pracach porządkowych albo akurat w tym momencie należy zrobić coś zdecydowanie bardziej pilnego. Ostatnio w czasie takich wykopalisk odnalazłam niezbyt duży hafcik, który robiłam z doskoku na stojąco. Jest to kolejny przykład, że haft czarny nie musi być czarny ;-)Będzie jak znalazł na jakąś upominkową zakładkę.

poniedziałek, 7 września 2009

Jeszcze trochę o wakacjach...

... czyli cała prawda o tym, gdzie byłam :-)

Patrząc na zaczątki "Pamiątki z podróży", którą pokazałam w poprzedniej notatce, można by wywnioskować, że trzy tygodnie wakacji spędziłam w Paryżu. Niestety to nie był Paryż. Raz, że mój budżet mocno ucierpiałby po trzech tygodniach paryskiego hulania, dwa, że to raczej nie byłoby dobre miejsce do wypoczynku dla dwójki niezbyt wyrośniętych dzieciaków. W Paryżu maluchy raczej nie mogłyby biegać boso po sadzie zajadając się owocami, bujać się w hamaku i w upalne dni chlapać się w metalowej wanience. A w Choczu mogły, bowiem jak co roku skorzystaliśmy z zaproszenia teściów i właśnie tam przesiedzieliśmy całe trzy tygodnie mojego urlopu. Z pewnością są bardziej urokliwe miejsca niż Chocz, ale i tam można znaleźć coś, co zasługuje na uwagę.

Wśród zieleni stoi barokowy kościół kolegiacki Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny wybudowany na przełomie XVII i XVIII wieku,do którego "przytulony" jest barokowy pałac infułatów z 1790 roku wzniesiony na miejscu dawnego zamku, pełniący obecnie funkcję plebanii:W niewielkiej odległości od niego stoi kościół klasztorny, do którego trzeba wejść przez bramę z figurą Jezusa:Frontową ścianę kościoła zwieńczy przepiękny krzyżi - jak widać na zdjęciu - wzywa do przeprowadzenia porządnego remontu. Niestety oba kościoły błagają o prace konserwatorskie, ale od 2005 roku, kiedy do Chocza po 48 latach wrócili franciszkanie powoli, ale wyraźnie idzie ku lepszemu.

Zazwyczaj wakacje to taki "martwy sezon" z rzadka ubarwiany jakimiś atrakcjami (zwłaszcza w małych miejscowościach), natomiast w Choczu w czasie tych trzech tygodni zdążyliśmy złapać trochę lokalnego kolorytu na dwóch "imprezach". W czasie pikniku rodzinnego połączonego z honorowym oddawaniem krwi zostałam dawcą krwi - jak widać okazja nie tylko złodzieja czyni ;-) Oddając krew uczestniczyłam jednocześnie w loterii, w której każdy los wygrywał (o czym dowiedziałam się, jak już miałam zalepione obie ręce) i w ten sposób stałam się szczęśliwą posiadaczką... drylownicy do wiśni. Oprócz tego dostałam czekolady, pieczoną kiełbaskę i puszkę piwa. Drylownicę oddałam teściom (im z pewnością bardziej się przyda niż mi), piwo wychlał Pan Mąż, a czekolady wyżarły dzieciaki. Z mojej krwawicy została mi tylko kiełbaska, której nie dałam sobie wyrwać, gigantyczne samozadowolenie z popełnionego uczynku i postanowienie, że za trzy miesiące pójdę znowu dać sobie utoczyć trochę krwi.

Największe emocje wiązały się jednak z uczestnictwem w innym wydarzeniu. Spacerując z Hanią po miasteczku (ileż w końcu można łazić po sadzie!) natknęłam się na plakat zapraszający na "Happening organizowany z okazji 50-tej rocznicy elektryfikacji Chocza". Sam tytuł jest już odjazdowy, nieprawdaż? Treść plakatu, była tak intrygująca, że w czasie spaceru nauczyłam się jej na pamięć, aby zachęcić rodzinę do uczestnictwa. W programie hapenningu było:
- zbiórka przed salą OSP Chocz o godz. 21:00,
- przemarsz z lampami naftowymi ulicami Chocza,
- przedstawienie rysu historycznego w miejscu legendarnego transformatora,
- powrót do sali OSP Chocz,
- "wieczór wspomnień".
Tytuł mocno zaintrygował wszystkich, zaś przy "legendarnym transformatorze" rodzina wymiękła - idziemy! W promieniach pulsujących świateł dwóch wozów strażackich, przy wtórze przebojów "Mały, biały domek" Mieczysława Fogga, "Autobus czerwony" i innych pieśni zagrzewających w tamtych latach do czynu społecznego, około 50-ciu osób (według Pana Męża co najmniej setka - zdania są podzielone) przespacerowało ulicami Chocza (miejscowa policja wstrzymywała ruch samochodowy!). Na ulicy Zapłocie pochód zatrzymał się i jakaś pani korzystając z wątłej żaróweczki w szoferce jednego z wozów strażackich odczytała "rys historyczny" na temat elektryfikacji Chocza i innych pobocznych zdarzeń typu dojście do władzy Fidela Castro na Kubie. Potem symbolicznie włączono uliczne latarnie, przy czym dramatyzm szlag trafił, bo nowe żarówki w lampach, miast rozbłysnąć niczym nadzieja na lepsze jutro, rozjarzały się bardzo powoli i ciemno było jeszcze przez dłuższy czas. Z powodu tych ciemności nie bardzo byliśmy pewni, czy ów legendarny transformator stoi po prawej stronie jezdni, czy może po lewej. Już za dnia poszłam obejrzeć sobie dokładnie to miejsce. Po lewej stronie był kawałek zaoranego pola:
Prawa strona była nieco bardziej urozmaicona - zagony kapusty i innych warzyw:Po legendarnym transformatorze ostało się ino wspomnienie. Ale dowiedzieliśmy się za to, że pół roku trwało elektryfikowanie Chocza i przez te pół roku ileś tam brygad stacjonowało po domach. Wyobrażacie sobie? Cała brygada - dwunastu chłopa w domu siedzi, żywić trzeba, a potem jeszcze trzeba zapłacić 2700 zł od rodziny. A co za te 2700? A za jedno gniazdko i jeden punkt świetlny z żyrandolem w kolorze niebieskim albo zielonym do wyboru. Kolejne punkty montowano za dodatkową opłatą i po uzyskaniu zgody wójta. Poznaliśmy również nazwiska wszystkich szczęśliwych posiadaczy pierwszych telewizorów oraz jakich marek były owe, zaś w czasie wieczoru wspomnień przy kawie, herbacie i ciasteczkach uświadomiono nas, że jak profilaktycznie znowu wyłączą prąd przed burzą, to mamy się cieszyć, że tego prądu tylko przez noc nie będzie, bo dawniej było gorzej. Cieszmy się więc z tego, co mamy. Od siebie dodam: nie tylko w kwestii elektryfikacji.

piątek, 28 sierpnia 2009

Pamiątka z podróży (1)

Ostatnio dopadła mnie potrzeba szybkich sukcesów hafciarskich, czyli po naszemu: żeby hafcik był szybko gotowy i żeby było ich dużo. Postanowiłam zatem, że na wakacje zabieram dużo małych robótek. Jak wiadomo plany idą swoją drogą, a życie swoją - nie dałam rady ani wybrać wzorków, ani tym bardziej dobrać odpowiednich materiałów. W przypływie rozpaczy w ostatniej chwili wrzuciłam do torby dwa zestawy, które nawinęły mi się pod rękę: jeden nieco większy, a drugi całkiem malutki z gazety. Zamierzałam wyszyć je pilnując Hani podczas drzemek.

Już podczas pierwszej z nich zasiadłam na drugim łóżku, wyciągnęłam z szuflady malutki zestaw gazetowy i z uśmiechem na twarzy zaczęłam go oglądać. Cóż my tu mamy w tym zestawie... passe-partout - jest, aida - jest, igła - jest, nici - są, schemat - szukaj na stronie 4 gazety. A gazeta gdzie? A w domu została.

No nic. Zestawik odłożyłam i wyciągając zestaw numer 2 pogratulowałam sobie przezorności. Wprawdzie potrzeba szybkich sukcesów będzie musiała poczekać na zaspokojenie, ale dobrze, że w ogóle coś mam do wyszywania. Tu na szczęście wszystko było, tyle że średnio chciało mi się dłubać w aidzie o rozmiarze 18. Podumawszy chwilę doszłam do wniosku, że w pobliskim miasteczku jest dość dobrze zaopatrzona pasmanteria. Przy pierwszej okazji dokonałam zakupu aidy 14-stki, tyle że ta okazja zdarzyła się dopiero po tygodniu. Dużo książek przeczytałam :-)

Na początku drugiego tygodnia pobytu zabrałam się za wyszywanie "Pamiątki z podróży" (tak zatytułowany jest ten obrazek). Ponieważ muliny podzielone były na dwie wiązki, postanowiłam wyszywać najpierw kolorami z pierwszej wiązki, potem z drugiej, następnie kolorami łączonymi zostawiając detale na koniec. To, co widać, to efekt zakończenia pracy z pierwszą wiązką:
Na kolana na razie nie rzuca. Praca z drugą wiązką wre :-)

czwartek, 27 sierpnia 2009

Niespodziewana spodziewajka

W pourlopowym stosie korespondencji leżały sobie dwa skromniutkie zawiadomienia. Jedno mówiło, że na poczcie czeka na mnie miła paczuszka, drugie zaś krzyczało, że ta paczuszka wkrótce przestanie czekać. Pan Mąż zobowiązał się odebrać z poczty przesyłkę, przy czym zapewnienie to kazałam mu powtórzyć kilka razy. W przeciwieństwie do mnie Pan Mąż wykazał się dużą cierpliwością i okrutnie mnie przetrzymał. Okrucieństwo wydaje się tym większe, że wiedziałam, że paczka ma związek z wymianą The Prairie Schooler. Byłam też pewna, że jej zawartość będzie śliczna. No i doczekałam się. Pierwotnie miałam zamiar poczekać z otworzeniem paczuszki, aż Hania pójdzie spać (Bartek bawi jeszcze u Dziadków), ale nie wytrzymałam. Usprawiedliwiam się jednak, że paczka była zbyt duża, aby skrywać tylko haftowany drobiazg. Rozerwałam papier i oniemiałam.

Najpierw wyciągnęłam materiały niezbędne do wyprodukowania większej ilości cudeniek - za chwilę pokażę jakich (najlepsze zostawiam na koniec):
piękny materiał w kwiatuszki, aida (Izo - ona jest ciemnobrązowa, a nie czarna :-), tasiemka i wypełnienie, a w karteczce bardzo miły liścik :-) Okazało się też, że wylosowałam niespodziankę, którą Iza przygotowała dla uczestniczek wymian. Szczęścia nie mam za grosz w loteriach, a tu proszę - nie wiadomo na co i z której strony patrzeć: wzory, gazeta, katalog, kupon białej aidy i tajemnicza kosmetyczka, w której znalazłam kolejne cudeńka: woreczki, zestaw do wyszycia uroczej zawieszki, kółeczka na tekturki, składane nożyczki i obłędna żaba-naparstek.

Pan Mąż litościwie przetrzymał wszystkie zachwyty i powiedział: "No to już schowaj to wszystko. Wieczorem jeszcze sobie pooglądasz, jak Hania spać pójdzie, bo ona za chwilę rozwłóczy Ci wszystko po całym domu." Pozbierałam więc wszystkie swoje nowe skarby tym bardziej, że Pan Mąż zbyt dokładnie - jak na mój gust - zaczął przyglądać się nożyczkom ;-)

Najlepsze zostawiłam na koniec - materiały, które znajdują się na pierwszym zdjęciu mają posłużyć do wykonania podobnych zawieszek:Zawieszka oczywiście o niebo lepiej wygląda na żywo. Wzór jest piękny, kolory bardzo elegancko prezentują się na tle ciemnej aidy, a wykonanie zawieszki, to po prostu mistrzostwo!

Późnym wieczorem, kiedy już zdecydowanie miałam prawo być zmęczona, w ramach krótkiego odpoczynku z ogromną przyjemnością obejrzałam raz jeszcze wszystkie prezenty. Haftowaną zawieszkę dłuższy czas obracałam w rękach, a stawiając ją na półkę, abym mogła się nią nacieszyć porządnie, postanowiłam, że wkrótce powstaną następne do kompletu :-) Muszę jednak udać się po nauki, bo mam wątpliwości, czy moje prace będą prezentować się równie wytwornie, jak dzieło Izy.

środa, 26 sierpnia 2009

Korespondencja

Jak widać wróciłam :-) Wątpię, czy jestem bardziej wypoczęta niż przed wyjazdem. Przyjmijmy jednak, że tak, bo urlop skończył się i nie chce być inaczej. Tkwimy jeszcze wprawdzie jedną nogą na wakacjach, ale jest to raczej tak zwany amok powyjazdowy: sterty prania, prasowania, korespondencji, itp. Z tego wszystkiego miłe jest tylko nadrabianie zaległości blogowych (oj, działo się u Was, działo!). Wracając jednak do korespondencji: spośród sporej kupki listów, którą pieczołowicie układała dobra dusza opiekująca się mieszkaniem podczas naszej nieobecności, z niecierpliwością wyłuskałam dwie sztuki niezmiernie mnie intrygujące: awizo na paczkę, którą Pan Mąż zobowiązał się odebrać i list, z którego delikatnie wyłuskałam ATC z wymiany u Justyny:
Przypadły mi w udziale piękne karteczki wykonane przez Rachel, Peninię, Maleństwo i AgnieszkęMD. Długo oglądałam ateciaki dziwiąc się kreatywności dziewczyn i w każdej karteczce znalazłam pomysł, który postanowiłam wykorzystać w przyszłości. Jednocześnie nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że moje ATC wypadają raczej blado przy twórczości koleżanek.

Tworzenie ATC bardzo przypadło mi do gustu i gdy tylko pojawi się pomysł jakiejś wymiany i będę wtedy dysponowała większą ilością czasu, to nie omieszkam skorzystać z takiej okazji.
--------------------------------------------------
Mmorelia61, rachel, sabinka.t1, Dana, jewa, makneta: Dziękuję bardzo :-) Mam nadzieję, że jeszcze nadarzą się okazje, kiedy będę mogła zasiąść w spokoju do tego rodzaju twórczości.

Justyna: Bardzo się cieszę :-) i raz jeszcze dziękuję, za wspaniałą zabawę.

ann_margaret, Justyna, lilka, anek73, barbaratoja, Madziorek, makneta: Dziękuję bardzo :-) Muszę przyznać, że zarówno haftowało się bardzo przyjemnie, jak i szyło, choć akurat w tym ostatnim zbyt biegła nie jestem. Pewnie było tak miło, bo robiłam dla kogoś :-)

Lori: Thank you very much. Check your e-mail, please :-)

piątek, 31 lipca 2009

Moja pierwsza kartka

Wiedziałam, że kiedyś ten dzień nastąpi, ale nie sądziłam, że tak szybko :-) Pewnego wieczoru wymęczona popołudniowym spacerem Hania poszła spać nieco szybciej niż zwykle, moi mężczyźni zaś pewnie zasiadali do kolacji na wsi u teściów. Słowem: chata prawie wolna ;-) Wyciągnęłam więc swoje skarby, które do tej pory skrzętnie gromadziłam i powstała podziękowalna karteczka:Wykorzystałam biały karton wizytówkowy, papier do pakowania prezentów i resztki bordowego kartonu. Użyłam dziurkaczy, stempelków, różowego tuszu i żelopisa, którego zakosiłam Bartkowi.

Ostatnio niemal każda praca uczy mnie czegoś nowego. Tym razem dowiedziałam się, że:
  1. najpierw należy przygotować kartkę bazową, a dopiero potem wymyślać "dekoracje" - żeby do tego dojść zmarnowałam wcześniej sporo papieru i czasu,
  2. gdy chcemy przykleić cienki papier do grubego, lepiej posmarować klejem gruby, zwłaszcza gdy używamy precyzyjnej końcówki - też trochę papieru zeszło na zdobycie tego doświadczenia,
  3. trzeba poczekać, aż tusz wyschnie po stemplowaniu, zanim przystąpimy do dalszych działań dekoracyjnych.
Gwoli ścisłości: nie jest to pierwsza stworzona przeze mnie kartka. Zrobiłam ich już sporo, ale wszystkie były z haftami. Ta jest pierwszą moją niehafciarską kartką, zrobioną specjalnie dla pewnej osoby. Osoba ta kartkę już otrzymała. Chyba jej się nawet spodobała :-)

I tym optymistycznym akcentem rozpoczynam sezon urlopowy, z powodu którego nastąpi dość długa przerwa w blogowaniu. Miłych wakacji życzę wszystkim :-)

czwartek, 30 lipca 2009

Takie tam hafciarskie drobiazgi

W poprzedniej notatce poddałam w wątpliwość jakość usług szanownej Poczty Polskiej, jak się okazało, zupełnie niesłusznie. Poczta zadziwiła mnie nieziemsko, bo wszystko, co zostało wysłane we wtorek, w środę było już w odpowiednich rękach i to w stanie co najmniej dobrym.

Do rzeczy! Korzystając z prawie wolnej chaty i braku konieczności opowiadania się z każdej czynności, nie dość, że skończyłam ATC, to jeszcze udało mi się wyszyć i uszyć upominki na wymianę The Prairie Schooler. W myśl koncepcji nocami powstawał hafciarski komplecik. No i powstał, tyle że te noce troszkę odbiły się niewielkimi asymetriami. Ponieważ wiem, że podarunek doszedł i spodobał się Oli, to mogę go teraz pokazać. Tutaj, proszę Państwa, komplecik - że się tak wyrażę - w komplecie:Teraz troszkę szczegółów. Przód igielnika:Tył igielnika:Środek igielnika:Poduszeczka do igieł:Wszystko wyszywane było na bawełnianym materiale Linda w kolorze ecru dwiema nitkami muliny, przy czym igłę wbijałam w materiał co dwie nitki, czyli klasycznie i rzekłabym wygodnie. Wszystko, z wyjątkiem tego drobiazgu, z którego powstała zawieszka do nożyczek:
Tutaj bowiem ździebełko mi odbiło (chyba ze zmęczenia) i zachciało mi się wyszyć krzyżyki jedną nitką muliny wbijając igłę co jedną nitkę materiału. Samo wyszywanie to pikuś (pardon: Pan Pikuś), ale zaszycie nitki na koniec to jakaś ekstrema normalnie była.

Bardzo miło robiło się pokazane wyżej drobiazgi, jednakowoż wyjadę na wakacje z uczuciem ulgi, że zdołałam wywiązać się z podjętych zobowiązań przed upływem wyznaczonych terminów. Jak przystało na rasową hafciarkę, nadal nie posiadam do własnego użytku ani igielnika, ani poduszeczki do igieł, że o zawieszce na nożyczki nie wspomnę :-D Wszystko, co zrobię, oddaję i jest mi z tym dobrze :-D
--------------------------------------------------
Mamuta rozdaje pyszniaste cukierasy. Losowanie 5 sierpnia.
--------------------------------------------------
Juunka: Wiem :-D Dlatego zaszalałam i kupiłam je :-D
Justyna: Bardzo się cieszę :-) Powstała specjalnie dla Ciebie :-)

środa, 29 lipca 2009

Poooszło!

Po pierwsze: 52 nowych magistrów inżynierów poooszło w świat. Opierając się na danych z zeszłych lat jest to pieruńsko mało - 70% dyplomantów planuje obronę na przełomie września i października. Biorąc pod uwagę, że dojdą mi jeszcze prace związane z rozpoczęciem nowego roku akademickiego, to aż się boję, co będzie się działo. Może w czasie wakacji powinnam odzwyczaić się od spania...? No nic... nie takie rzeczy się przeżyło, a poza tym co nas nie zabije, to wzmocni. Oby nie zabiło ;-)

Po drugie: ateciaki poooszły do Justynki. Zapakowane po zęby, co by poczta nie zrobiła im krzywdy.

Po trzecie: Skończyłam upominki, które robiłam dla pewnej osoby w ramach wymiany The Prairie Schooler. Zapakowałam w taką oto paczusię:
dołączyłam liścik, również zabezpieczyłam przed zgubnymi działaniami poczty i też poooszło w świat. Mam nadzieje, że zawartość spodoba się nowej właścicielce. W każdym razie dołożyłam wszelkich starań, aby tak się stało.

Mogę z czystym sumieniem rozpocząć wakacje, ale póki co, jeszcze muszę trochę posiedzieć w robocie, więc na razie nie ogłaszam blogowego urlopu :-)
--------------------------------------------------
Nader apetyczne candy u Juunki (losowanie 4 sierpnia), cudności-różowości rozdaje Bona (losowanie 31 lipca), uroczymi brązami kusi Cerie (losowanie 1 sierpnia). Szczęścia nie mam za grosz, ale kto nie próbuje, ten na pewno nie ma. Jeszcze wspomnieć należy o niesamowitym konkursie u Anek73 - mam pewne podejrzenia :-)
--------------------------------------------------
Madziorek, Dana, Justyna: Bardzo dziękuję za uznanie :-)
lilka: Dziękuję bardzo :-) ATC wcale nie są takie straszne :-) Wręcz przeciwnie. W kwestii doszkalania się, to tutaj znajdziesz wszystko o ATC.
Anek73: Dziękuję :-) Mam pewne podejrzenia :-) Dopracuję je i napiszę :-)
agnieszka (mamuska73): Ja mam tak samo :-) Wszystko podoba mi się bardziej niż to, co ja zrobiłam :-)