Obserwatorzy

czwartek, 29 grudnia 2011

Dziecię (4)

Długo musiałam szperać w czeluściach swego bloga, aby odnaleźć ostatni odcinek dziecięcia. Muszę przyznać, że sama zamarłam z wrażenia: 10 grudnia 2010! Było-nie było: pchnęłam obrazek ciut dalej.
Dziękuję bardzo za przemiłe komentarze :-)

środa, 28 grudnia 2011

Małe marzenie

Miałam małe marzenie. Malutkie. Maciupeńkie. Żeby na drzwiach wejściowych do mojego mieszkania wisiał wianek. Z realizacją marzenia wstrzymywałam się, ponieważ klatka schodowa nie jest zamykana, zatem prawdopodobieństwo zniknięcia wianka jest duże. Gdy trafiłam na blog Little Birdie Secrets i kurs na gwiazdkowy wianek stwierdziłam, że nadszedł czas na spełnienie tego marzenia. Praca nie jest czaso- i kosztochłonna, więc nawet jak ją ktoś rąbnie, to nie będzie mi jej tak bardzo żal.
Wianek nie jest duży, jego średnica wynosi ok. 23 cm. Pracować miałam z Hanusią, zatem wycięłam kolorowych gwiazdek dwa razy więcej niż potrzebowałam. Haneczka ograniczyła się do tuszowania (co czyniła z wielkim zapałem) i zaginania gwiazdek, więc żadna z nich nie trafiła do kosza. Wykorzystałam je do dekoracji "gałęzianego" bukietu - gałęzie stoją na stałe, zmieniam tylko ich wystrój :-)

wtorek, 27 grudnia 2011

Spakowana bombka

To, że długo nie pokazywałam nic konkretnego, nie znaczy, że nic się nie działo mniej lub bardziej twórczego. Oczywiście powstało kilka nowych bombek, które w trymiga rozeszły się w formie prezentów. Zdążyłam zrobić zdjęcie jednej z nich tuż przed wyfrunięciem w świat. Medalion z dzieweczkąi z włoskim napisem świątecznym
powędrował do przemiłej Grażynki, którą miałam szczęście poznać przy okazji szkolenia w Zakopanem (Tak, tak! Pani Matka urwała się z domu!). Choć prezent był drobny, to nie wypadało go wręczyć gołego. Zatem na cito powstało pudełeczko w brązach i oliwkach z embossowanymi na gorąco złotymi śnieżynkami.
Do pokazania mam jeszcze dwie bombki, ale muszę dotrzeć do ich nowych domów celem zrobienia im zdjęć.
--------------------------------------------------
Ogromnie dziękuję za wszystkie przesympatyczne komentarze, także za te z pięknymi życzeniami :-)

piątek, 23 grudnia 2011

Jak zawsze w biegu

Jak co roku w biegu wpadam na bloga, aby złożyć Wam najserdeczniejsze życzenia, abyście nadchodzące Święta Bożego Narodzenia spędzili w zdrowiu, spokoju i w rodzinnym gronie.
Pozdrawiam Was serdecznie :-)

środa, 7 grudnia 2011

Po zdrowie i urodę (7)

Słowo się rzekło - kobyłka u płota, zatem Pani Matka namierzyła pobliskie kluby fitness i metodą "to mi chyba pasuje" wybrała się na pierwsze zajęcia o wiele obiecującej nazwie shape. Choć w klubowej szatni panowała atmosfera sprzyjająca raczej patrzeniu w swoje własne buty, Pani Matka postanowiła rozpocząć rozmowę celem poznania zwyczajów panujących w owym przybytku. Na swoją ofiarę wyznaczyła panią o figurze dziewczątka i twarzy steranej życiem (czytaj: spalonej w solarium) kobiety. Pani okazała się być bardzo miłą osobą i chętnie wprowadziła Panią Matkę w szczegóły klubowego życia (widać szatniowe milczenie też jej za bardzo nie leżało).

Na sali treningowej panowała podobna atmosfera jak w szatni, z tym że każdy zawodnik miał więcej miejsca na zaprezentowanie swojej melancholii i ogólnie pojętej pogardy dla spraw przyziemnych. Tuż przed 18-tą do sali wkroczył dziarski młodzieniec w dresiku a'la trener kadry sportowej z późnych lat 70-tych. Mając na uwadze swój niewielki staż, Pani Matka strategicznie ulokowała się na tyłach sali, gdzie miała dobry widok na potencjalne "wycinaczki", na których mogła się w razie potrzeby wzorować. Z niesmakiem skonstatowała, że 90% zebranego towarzystwa to dziuńki około 20-letnie tak chude, że elastyczne rajtki za chwilę z nich spadną: "Po co to-to przychodzi tutaj?! Schudnąć?!"

Młodzieniec nastawił skoczną muzykę i zaordynował energiczne podskoki. "Spalona chyba jest mocno znudzona, bo z taką nonszalancją ćwiczy" - zauważyła Pani Matka obserwując kątem oka niechętne podrygi nowej znajomej - "Jak taka z niej jest stała bywalczyni, to pewnie zna już wszystko na pamięć i rzeczywiście może być znudzona". Po 15 nader żwawych minutach zasapana i zlana potem Pani Matka stwierdziła, że gorzej już chyba nie będzie. W końcu nie da się tak prygać przez całą godzinę. O jakże myliła się! Okazało się bowiem, że to była zaledwie rozgrzewka, po której młody poganiacz rzucił hasło: "Bierzemy po dwa niebieskie ciężarki". Pani Matka, która chronicznie wręcz nie cierpi tłoku, zaczęła się martwić, że ciężarki w zalecanej barwie znikną, nim ona do niech dotrze. Jakież było jej zdumienie, kiedy okazało się, że zniknęły wszystkie ciężarki w kolorach żółtym, różowym i zielonym. Niebieskie nie cieszyły się powodzeniem, a przyczynę Pani Matka poczuła, gdy podczas ćwiczeń ręce zaczęły jej więdnąć niczym kwiaty podlane dwa tygodnie temu. Podczas kolejnej fali bólu w rękach szarpanych pięciokilowymi odważnikami następna myśl przemknęła: "Po kiego grzyba te chudzielce przychodzą na ten fitness?! Bo chyba jednak nie poćwiczyć, skoro tak skrzętnie omijają hantle cięższe niż pół kilo?!"

Cudem chyba Pani Matka dotrwała do końca zajęć. Pozbierawszy się z podłogi i odczekawszy szatniany harmider (wszystkim strasznie zaczęło się spieszyć) zaczęła powoli doprowadzać się do stanu używalności.
- I jak? Podobało się Pani? - zagadnęło dziewczę-nie dziewczę.
- Podobało mi się. - odrzekła zgodnie z prawdą Pani Matka mając świadomość, że jej karmazynowe oblicze może temu przeczyć.
- Dobrze, że pani na początek nie poszła do Sławka, bo ten to dopiero daje wycisk. U Rafała - jak na początek - jest w sam raz. Ja to nawet się nie spociłam.
"No proszę. Opierniczała się przez całe zajęcia, to i jak miała się spocić?" - ale tego Pani Matka na głos już nie powiedziała.

poniedziałek, 5 grudnia 2011

Bombki (3)

Medaliony dla odmiany. Dwa zimowe to moi faworyci (identyczne przody i tyły),choć i cherubinowy nie jest pozbawiony uroku.
Pięknie dziękuję za przemiłe komentarze :-)

piątek, 2 grudnia 2011

Bombki (2)

Gruszek w popiele nie zasypiam i powoli wykańczam kolejne bombki. Następne dwie są więc gotowe, a różnią się tylko ilością i wielkością aniołków.
Bardzo dziękuję za wszystkie przemiłe komentarze :-)

czwartek, 1 grudnia 2011

TUSAL 2012 - prolog

Zapisałam się. A co będę sobie żałować! ;-)
Nawiasem mówiąc ciekawa jestem, ile zdołam naprodukować resztek w ciągu całego roku. Jest okazja, aby to sprawdzić.

Jeszcze na wszelki wypadek zamieszczam (dla swojej pamięci) daty nowiu w 2012:
- 23 stycznia,
- 21 lutego,
- 22 marca,
- 21 kwietnia,
- 21 maja,
- 19 czerwca,
- 19 lipca,
- 17 sierpnia,
- 16 września,
- 15 października,
- 13 listopada,
- 13 grudnia.

środa, 30 listopada 2011

Karteczkowy roczek (23)

Kolejna kartka jest gotowa. Nie miałam siły na wodotryski. Zresztą wiśniowa gałązka kojarzy mi się z Japonią, a ta znowu z prostotą i minimalizmem.
Na początku planowałam okrągłe wycięcie, ale po zmierzeniu haftu wyszło mi, że kartka musiałaby być dwa razy większa (rozmiar gotowej kartki oscyluje w okolicach formatu A5), żeby w miarę sensownie prezentować się. Nie będę ukrywać, że z radością porzuciłam te plany, bo do dziś pamiętam swoje zmagania z okrągłym wycięciem w kartce z myszką. Ewentualnie jakieś delikatne srebrne kontury nawiązujące do haftu mogłyby pojawić się na bordowym kartoniku, ale to zdecydowanie przekracza moje możliwości i z pewnością skończyłoby się koniecznością montażu nowej kartki.

Właściwie powinien to być odcinek 24-ty Karteczkowego roczku, bo Mój sposób na liście ostrokrzewu był jednocześnie prezentacją kartki ze wspomnianej zabawy. W sumie nie jest to takie istotne, bo jest to, moi mili, odcinek ostatni. Tak, tak, kochani! Dotarłam do końca! W efekcie w ciągu 8 miesięcy (do zabawy przystąpiłam dopiero w kwietniu, podczas gdy wystartowała ona w grudniu ubiegłego roku) jestem szczęśliwą posiadaczką 12 kartek na różne okazje.
Najpierw nacieszę się nimi, a potem będę rozdawać - niech cieszą też inne oczy :-)
Zdjęcia wszystkich kartek wraz z detalami znaleźć można w albumie.

wtorek, 29 listopada 2011

Art Journaling (3)

Strona nr 2 i jakże wdzięczny temat: Wzory i wzorki. Widać, że głównie siedzę w hafcie krzyżykowym, choć trzeba przyznać, że ostatnio trochę go zaniedbałam.
Tym razem bawiłam się embossingiem na gorąco zarówno na papierze
jak i na tkaninie.
Wypróbowałam też perełki w płynie.

poniedziałek, 28 listopada 2011

Mój sposób na liście ostrokrzewu

Spięłam się i zamieszczam krótki przepis na wykonanie liści ostrokrzewu. Nie twierdzę, że jest to sposób najlepszy. Nie twierdzę też, że nie ma takiego w sieci. Ja w każdym razie takowego nie widziałam, a pomysł, aby liście ostrokrzewu zmajstrować tak, a nie inaczej wpadł mi do głowy czystym przypadkiem i jest wynikiem potrzeby chwili :-)

Aby zrobić liście ostrokrzewu użyłam jedynego, jaki posiadam dziurkacza-liścia, nożyczek, kleju, tuszu i oczywiście papieru.
Na poniższym zdjęciu widać krok po kroku, jak zmieniają się wycięte liście.
Krok 1: Wycięcie dziurkaczem liści - w tym wypadku w liczbie trzech sztuk. Dobrze, jeśli jeden jest "odwrotny" - ładniej będzie wyglądało (wystarczy odwrócić arkusz papieru przed włożeniem do dziurkacza).
Krok 2: Nożyczkami wycinamy łuki (w ogóle mam wrażenie, że większość wycinanek możemy sami zmajstrować mając do dyspozycji tylko nożyczki, tyle że z dziurkaczami jest łatwiej - oczywiście z wyjątkiem mocno skomplikowanych kształtów z wykrojników).
Krok 3: Tuszujemy brzegi liści.
Na koniec listek po listku (łodyżka na łodyżce) przyklejamy w wybrane miejsce, zaś łączenie maskujemy na przykład perełką.
Tak samo wycięte liście, ale inna kolorystyka:
Kursik (jeśli to-to w ogóle zasługuje na miano kursu) powstał przy okazji tworzenia kartki z cyklu Karteczkowy roczek.
Jest to wprawdzie hafcik ostatni z cyklu, ale do zmontowania została mi jeszcze jedna kartka.

Serdecznie dziękuję za przemiłe komentarze :-)

piątek, 25 listopada 2011

Art Journaling (2)

Dziś skaczemy na stronę nr 4 mojego Art Journal-a. Temat: Bielszy odcień bladości. Nic nie poradzę, że kojarzy mi się z określeniem "blada jak śmierć".
Czarny karton popsikałam Glimmer Mist-em w kolorze nugatowym i pociapałam czerwoną farbą akrylową, którą kupiłam na stoisku z gadżetami do decoupage-u. Dzieciaki wkurzyły mnie, dlatego nie mogłam zatrzymać się z tym chlapaniem. Furia mnie niosła ;-)

czwartek, 24 listopada 2011

Art Journaling (1)

Gdy oglądam prace doświadczonych scraperek dochodzę do jednego wniosku: ja tak nie umiem. Nie umiem, bo nie wiem, jak używać tych wszystkich preparatów o angielskich nazwach. Nie umiem, bo przede wszystkim boję się eksperymentować. Dlatego podjęłam decyzję o uczestnictwie w jednym z wyzwań Scrapujących Polek. Nie będę ukrywać, że decydujące znaczenie miał dla mnie fakt, iż jest to wyzwanie bezterminowe.

Uzupełnianie swojego Art Journal'a rozpoczęłam od strony siódmej. Temat: Kot.
Ciemnoniebieski karton popsikałam trzema kolorami Glimmer Mist'ów (psiukacze, które rozpylają połyskującą, kolorową, lekko transparentną mgiełkę), księżyc pobazgrałam Cracle Accents (efekt spękanego szkiełka), a gwiazdki machnęłam srebrnym żelopisem. Kolorystykę bardziej oddaje zdjęcie całości, ale na poniższym widać za to, jak pięknie opalizują te mgiełki. Jak się ktoś uprze, to nawet zobaczy spękania na księżycu :-)
Ciąg dalszy z pewnością nastąpi :-)

wtorek, 22 listopada 2011

Po zdrowie i urodę (6)

Po długich sklepowych korowodach, po bliżej nieokreślonej liczbie przymierzonych ciuchów Pani Matka zdołała nieco poprawić sobie nastrój. Niestety tylko nieco, ponieważ po raz kolejny okazało się, że Pani Matka jest niewymiarowa i odbiega od norm powszechnie przyjętych przez producentów odzieży, którzy chyba na złość Pani Matce uparli się szyć wyłącznie dla kobiet, u których obwód w talii zbliżony jest do obwodu w biodrach. Zatem Pani Matka ma dwa wyjścia: przytyć w talii albo schudnąć w biodrach. Na wyborze opcji nr 2 zaważyła świadomość, że wybór pierwszego wariantu niechybnie wiąże się ze zwiększeniem obwodu każdej innej części ciała połączonym z całkowitą wymianą garderoby. O ile jeszcze można zaakceptować wymianę garderoby, o tyle dodatkowe centymetry i kilogramy nie są za bardzo kuszące. Dieta? Nieeee... Pani Matka jest za leniwa na diety. Zostają ćwiczenia fizyczne, czyli... idziemy na fitness ;-)

poniedziałek, 21 listopada 2011

Bombki (1)

Czekając na wenę, która szlaja się gdzieś bocznymi ścieżkami, zamiast przyjść i pomóc mi klecić dwie ostatnie kartki, zabrałam się za zużywanie tony bombek akrylowych i trzech ton ryżowego papieru do decoupage'u. Bombki są na różnych etapach zaawansowania, ale dwie mam już gotowe:
Elfiasta bombka z każdej strony jest trochę inna
w misiowej zaś poszłam na łatwiznę i obie strony są takie same.Patrząc na tytuł łatwo domyśleć się, że nie są to ostatnie bombki :-)

środa, 16 listopada 2011

Po zdrowie i urodę (5)

- O nie! O nie! O nie! - niemal załkała Pani Córka na widok Matki Dobrodziejki chwytając się jednocześnie za swoje niezbyt długie loki.
Tym razem nawet Pan Mąż zauważył:
- Za krótko, za krótko! Kolor ładny, ale za krótko!
Pan Syn wolał nie dolewać oliwy do ognia i dyskretnie wycofał się do swojego pokoju.
- A ugryźcie się wszyscy! Mnie się podoba! Jest mi wygodnie i wreszcie będę mogła sama ułożyć sobie jakąś sensowną fryzurę!
Podniesiona na duchu przez niezawodną rodzinę Pani Matka postanowiła zastosować ulubiony poprawiacz nastroju większości kobiet: "Jutro idę kupić sobie jakiś ciuch!"

Dla chętnych: o tym, jak Pan Mąż nie zauważył jest tutaj.

poniedziałek, 14 listopada 2011

Karteczkowy roczek (22)

Ostatni haft z Karteczkowego roczku jest gotowy.Pod względem kolorystycznym jest to absolutna twórczość własna. Twórczość owa była wprawdzie wymuszona (przy schemacie podane były tylko nazwy kolorów), niemniej jednak z efektu jestem całkiem zadowolona.

Pora zabrać się za montaż dwóch ostatnich kartek.

środa, 9 listopada 2011

Karteczkowy roczek (21)

Warsztaty warsztatami, ale haftu na przedostatnią kartkę w zabawie Karteczkowy roczek nie zaniedbałam. Mego uznania nie znalazły ani seledynowe zielenie liści, ani gałęziowy brąz, ani kolor konturów wspomnianych części wzoru. W związku z tym dokonałam odpowiednich zmian w kolorystyce i na białej (wbrew pozorom) aidzie machnęłam gałązkę wiśni.
Rozpoczęłam ostatni hafcik z serii kartkowych.

wtorek, 8 listopada 2011

Po zdrowie i urodę (4)

"No cóż..." - westchnęła Pani Matka przeglądając się w lustrze po serii zabiegów pielęgnacyjnych odbytych u kosmetyczki - wróć! - w salonie piękności - "Z pustego w próżne to i Salomon nie naleje. Widać stało się w innej kolejce, nie po urodę. Będę twardo stała na stanowisku, że stałam w kolejce po intelekt. Było nie było, wypadałoby zadbać trochę o siebie. Zacznę od przeglądu swoich kosmetycznych bogactw.".
Z takim postanowieniem Pani Matka w pół godziny zapełniła kubeł na śmieci, bowiem większość kosmetyków zakupionych na fali poprzednich postanowień dbania o siebie zdążyła zestarzeć się w sposób na tyle znaczący, by zacząć zagrażać facjacie po ich ewentualnym zastosowaniu.
"Ooo... krem na dzień kończy mi się!" - ucieszyła się Pani Matka - "Coś jednak mogę sobie kupić!" i następnego dnia w wolnej chwili pogalopowała do sklepu.
- Czy życzy Pani sobie także krem pod oczy? - zapytała sprzedawczyni - wróć! - konsultantka.
- Nie, dziękuję. - stanowczo odmówiła Pani Matka, gratulując sobie wewnętrznego hartu ducha - Muszę najpierw zużyć te dwa, które mam.
Planując, jaką część ciała czym posmaruje po wieczornej kąpieli, Pani Matka skierowała się do ulubionej fryzjerki - wróć! - stylistki, aby umówić się na wizytę. Może to coś pomoże...

niedziela, 6 listopada 2011

Warsztatowa bombka

Skończyłam drugą warsztatową pracę - decoupage'ową bombkę. Tutaj niewiele było do dokończenia, wystarczyło bowiem na bawełnianą koronkę przykleić satynową wstążeczkę (wizję taką miałam) i zawiązać z owej wstążeczki kokardkę na szczycie bombki. Gnana wizją popędziłam więc do pasmanterii i nie mogąc na miejscu zdecydować się na kolor tasiemki kupiłam trzy kolory. W domu wizja skręciła z czarnej tasiemki w stronę szarej i tym samym pozwoliła dokończyć rzeczoną bombkę. Nie przedłużając - moja pierwsza porządna bombka w technice decoupage:Gwoli ścisłości: idealna to ona nie jest. Pierwsza panienka nie przylega dokładnie do akrylowej powierzchni (zostało kilka pęcherzyków powietrza), bowiem na pierwszych warsztatach mix-mediowych okazało się, że skóra bardzo dobrze przyjmuje owe media, zaś na ostatnich, że klej decoupage'owy bardzo ładnie te media z rąk usuwa, skutkiem czego panienka ma lekko zafarbowaną spódnicę. Druga tancereczka lekko zdecentrowała się, bowiem nauczona doświadczeniem zdobytym przy pierwszej, nie próbowałam tej drugiej przesuwać pomarańczowymi paluchami.

Pomimo błędów bombka i tak podoba mi się nadzwyczaj. Myślę jednak, że następne powinny być bardziej udane. Tak, tak - będą następne :-) Już poczyniłam odpowiednie zakupy i będziemy z dzieciakami maziać :-) Uroku temu zajęciu z pewnością dodaje fakt, że bombkę dekoruje się od wewnątrz, a potem składa dwie połówki, dzięki czemu nie trzeba jej lakierować siedemdziesiąt osiem razy, a końcowy efekt można podziwiać bardzo szybko.

Bombka powstała na zajęciach "Świąteczna bombka w technice decoupage" prowadzonych przez Kasię Izydorczyk.

piątek, 4 listopada 2011

Warsztatowy świecznik

Myślę, że pora troszkę "wyspowiadać się" z warsztatowych poczynań :-) Zacznę od tego, co zostało skończone najszybciej.

Skłamałabym, gdybym stwierdziła, że po warsztatach słoikowy świecznik wyglądał tak:
Ździebełko zdążyłam popracować nad nim w domku, zanim zrobiłam powyższe zdjęcie. Co prawda włożona praca sprowadziła się do ściągnięcia papieru samoprzylepnego naklejonego przed malowaniem, ale znacząco wpłynęło to na wygląd świecznika. Potem jeszcze troszkę posiedziałam (choć bardziej odpowiednim byłoby stwierdzenie, że postałam), przychlastałam do słoika jeszcze trochę różnych śmieci i stwierdziłam, że wystarczy.
Nawet udało nam się wsadzić do niego zapaloną świeczkę typu tea-light :-) No a na końcu w ciemnościach zbiorowo zapatrzyliśmy się na świecznik. Ładnie wyglądał :-)
Edit: Zapomniałam dodać, że świecznik powstawał na warsztatach "Świąteczny altered-art" prowadzonych przez Katrinę :-)

czwartek, 3 listopada 2011

Wymiankowe "cosie"

Sobotnie warsztaty były połączone z akcją wymiankową, której zasada jest bardzo prosta i zawsze się sprawdza: robisz prezent - dostajesz prezent. Jeśli ja dostałam, to pewnym jest, że musiałam też coś przygotować. Oprócz artykułów nadających się do spożycia w sposób bezpośredni i zużycia w pracach do paczuszki dołożyłam zapudełkowane scrapuszko (zrobiłam o jedno więcej) i dorobiłam kartkę, na której skrobnęłam parę słów.Trzymając się klimatu skonstruowałam zawieszkę do prezentowej torebki.Paczuszka powędrowała do Trzpiota, która twierdzi, że jest bardzo zadowolona, a to w tym wszystkim cieszy najbardziej.

środa, 2 listopada 2011

Prezent

Pewnego wrześniowego popołudnia Pan Mąż zapytał Panią Żonę:
- Co chciałabyś dostać na urodziny?
- Hmm... wolny dzień. I to nawet wiem który: 29 października - sobota.
- Pewnie jakieś kółko hafciarskie zlatuje się? Naprawdę sprawi ci to przyjemność?
- Ogromną!
- No to dobra, przypilnuję dzieciaki. Ale wrócisz na obiad?
- Co ty! Cały dzień będę tam siedzieć! Kanapki sobie wezmę.

Nie wtajemniczając Pana Męża w zbyt wiele szczegółów owego 29 października w radosnych podskokach Pani Matka wybiegła z domu zupełnie nie kryjąc swego szczęścia ku zgorszeniu Pana Męża zmieszanym z odrobiną lekkiego współczucia połączonego z kompletnym niezrozumieniem. Gdzie biegła? Na Jesienne Warsztaty Craftowe :-)
Brak czasu na przyjazd do domu choć na chwilkę był jak najbardziej uzasadniony, bowiem Pani Matka także postanowiła sprawić sobie samej prezent - prezent jak najbardziej trafiony: uczestnictwo w trzech warsztatach. Nie było zatem mowy o jakimkolwiek wracaniu do domu.

Pierwsze warsztaty - Mixed-Media u Ayeedy - mistrzyni mieszania wszystkiego, co popadnie. Najpierw nieśmiałe przyglądnie się współuczestniczkom i niesamowitym pracom Ayeedy
i do pracy :-) Ale cóż to była za praca! Układanie kompozycji, a potem psikanie, smarowanie, psikanie, ciapanie, jeszcze więcej psikania i biegiem na następne warsztaty do Katriny na świąteczny altered-art :-)
Przemienianie byle jakich słoików w niecodzienne świeczniki pomieszało się z chichotami i choć świeczniki nie zostały dokończone (farba schła), to zabawa była przednia.Potem przerwa, której tylko część Pani Matka zmarnowała na konsumpcję makaronu po chińsku, zaś podczas pozostałej części poznała tajniki składania timholtzowej książeczki i pora na ostatnie warsztaty u Kasi Izydorczyk - świąteczna bombka w technice decoupage. Niecałe dwie godzinki wycinania i ciapania klejem zakończonego suszeniemi już wiadomo, jakimi prezentami Pan Matka w tym roku będzie obdarowywać :-)Dobrych emocji nigdy za wiele, zatem Pani Matka postanowiła aktywnie uczestniczyć w jeszcze jednej atrakcji związanej z warsztatami, skutkiem czego w udziale przypadł jej podarunek od Krulika ze wspaniałymi zdjęciami-pocztówkami - ani chybi trzeba zabrać się za scrapbooking bardziej serio :-)To tylko skrócona relacja z Jesiennych Warsztatów Craftowych - więcej szczegółów znajdziecie na blogu Kwiatu Dolnośląskiego. Wniosek po owych warsztatach może być tylko jeden - jeszcze nie raz Pani Matka urwie się z domu ;-)
--------------------------------------------------
Wszystkie zdjęcia z warsztatów dzięki uprzejmości Krulika.

środa, 19 października 2011

Po zdrowie i urodę (3)

Jesień to dla Pani Matki czas, w którym zwykle podejmuje jakieś postanowienia. Nie inaczej było w tym roku.

Pewnego dnia podczas porannego odczytywania poczty elektronicznej Pani Matce wpadła w oko wiadomość pochodząca z jednego z systemów zakupów grupowych. "Hmmm... peeling kawitacyjny... mikrodermabrazja... Cokolwiek by to nie znaczyło, na pewno po tym człowiek pięknieje na potęgę i lat mu ubywa co najmniej z piętnaście." - przemknęło przez głowę Pani Matce. Po długiej chwili namysłu ujęła myszkę w dłoń wołającą o manicure, na którego wykonanie jakoś po północy nie wystarcza już chęci. "A co się będę...!" - pomyślała potwierdzając zakup trzech kuponów - "Będę taka piękna, że na stacji benzynowej tylko mrugnę i od razu ustawi się kolejka chętnych do zatankowania mojego samochodu!".

wtorek, 18 października 2011

Znowu pakuję

Nie da się ukryć - poszłam na łatwiznę i wzorując się na poprzednich pudełkachprzysłowiowym rzutem na taśmę zrobiłam opakowania do scrapuszek dla pań z przedszkola.
Powstały trzy pudełka w podobnej konwencji różniące się jedynie detalami.
Odkładam teraz papierki na bok i zabieram się za haft do październikowej kartki.
--------------------------------------------------
Ponieważ zanosi się na to, że odstępy pomiędzy wpisami będą coraz dłuższe (o przyczynie wkrótce napiszę), muszę zrezygnować z odpowiadania na Wasze komentarze w postach. Oczywiście będę na nie odpowiadała, ale także w formie komentarza w odpowiedniej notatce, ponieważ nie chcę, abyście czekali na odpowiedź zbyt długo.

Dzisiaj jednak jeszcze zgodnie z tradycją najpierw bardzo dziękuję za przemiłe komentarze, które niezmiennie mobilizują mnie do dalszej pracy, i odpowiadam na te, wymagające wyjaśnienia :-)

Po zdrowie i urodę
Ja wcale nie gniewam się na moich facetów, bo wiem, że od nich na pewno usłyszę prawdę, ale same sytuacje były dość komiczne :-)
Mamuska73: Oooo... to u Was poważnie poszło ;-) U nas to bardziej śmiechem się kończy, bo ja nie jestem dłużna :-)
Myśli krzyżykiem pisane: Te dwie historie zdarzyły się w dość długim odstępie czasowym, ale wszystko kończyło się przyjaznym odgryzaniem się ;-) Pan Mąż i aerobik? He, he - dobre! :-D
Ata: Rodzina żyje, ale co się nasłuchała to ich ;-) Na szczęście w żartach :-)
Ania: Z reguły samo pudełko robię z kolorowego kartonu, który kupuję w papierniczym, a tylko jego wierzch ozdabiam tak, aby opakowanie nawiązywało charakterem lub kolorem do jego zawartości. Do pudełek z tej notatki wykorzystałam tylko kartony ze sklepu papierniczego i trochę ozdób (wstążeczki, kwiatki, kryształki, odbity stempelek, itp.). Do poprzednich pudełek użyłam też papieru do scrapbookingu, który kupiłam w sklepie internetowym (zielone i różowe papiery pochodzą z Lemonade). Nazbierałam już trochę tych papierów i stwierdziłam, że pora zacząć je w końcu do czegoś wykorzystać :-)