- Ufff... - westchnęła z ulgą Pani Matka - Dzieciaki wykąpane, nakarmione, Hania śpi. Przysiądę choć na chwilkę.
Wypełniając swoją groźbę Pani Matka zasiadła na salonowej kanapie i odruchowo zaczęła składać przyniesione wcześniej ze strychu pranie. Nie dotarła nawet do połowy kosza z wypraną bielizną, kiedy pojawiło się niemiłe uczucie połączone z lekką nadwrażliwością okolic żołądka. Starym zwyczajem Pani Matka usiłowała zignorować doznania, jednak gdzieś między synowskimi gatkami a mężowskimi skarpetkami postanowiła podnieść swoje szanowne cztery litery i dość statecznym, jak na owo uczucie, krokiem udała się do łazienki, gdzie przyjęła niezbyt reprezentacyjną pozycję i rozpoczęła czynność zwaną "rozmową z lwem".
Pan Syn wprawnym uchem wyłowił nietypowe dla wieczornej krzątaniny dźwięki i natychmiast powiadomił o tym Pana Męża:
- Tato, tato! Mama rzyga!
W przerwie tej niezbyt kontrolowanej "rozmowy" do łazienki taktownie zaglądnęła głowa Pana Męża:
- Pomóc Ci w czymś?
- Nie. - wykrztusiła Pani Matka, po czym zaczęła się zastanawiać: "Można pomóc w sprzątaniu, można pomóc w odrabianiu lekcji, w gotowaniu, w opiece nad dziećmi, ale jak, u licha ciężkiego, pomóc w wymiotowaniu?! Chociaż jakby się tak mocniej zastanowić, to w sumie trochę twardo na tych kaflach...".
Po trzeciej turze toaletowych "negocjacji" Pan Syn zainteresował się:
- Czy są jakieś ślady?
- Czego, synku? - Pani matka uniosła się nieco na łokciu.
- Nooo... rzygania.
- Nie, kochanie. Wymiotowałam kulturalnie celując prosto do kibelka, a potem równie kulturalnie spuściłam wodę.
- Aaaaa... - westchnęło dziecię, przy czym w jego głosie wyraźnie zabrzmiała nutka żalu. Nieco zawiedziony brakiem możliwości przyglądnięcia się czemuś zdecydowanie nieestetycznemu powrócił do przerwanej zabawy, zaś Pani Matka przez 24 godziny usiłowała nie patrzeć na poczynania pozostałych domowników.
Wypełniając swoją groźbę Pani Matka zasiadła na salonowej kanapie i odruchowo zaczęła składać przyniesione wcześniej ze strychu pranie. Nie dotarła nawet do połowy kosza z wypraną bielizną, kiedy pojawiło się niemiłe uczucie połączone z lekką nadwrażliwością okolic żołądka. Starym zwyczajem Pani Matka usiłowała zignorować doznania, jednak gdzieś między synowskimi gatkami a mężowskimi skarpetkami postanowiła podnieść swoje szanowne cztery litery i dość statecznym, jak na owo uczucie, krokiem udała się do łazienki, gdzie przyjęła niezbyt reprezentacyjną pozycję i rozpoczęła czynność zwaną "rozmową z lwem".
Pan Syn wprawnym uchem wyłowił nietypowe dla wieczornej krzątaniny dźwięki i natychmiast powiadomił o tym Pana Męża:
- Tato, tato! Mama rzyga!
W przerwie tej niezbyt kontrolowanej "rozmowy" do łazienki taktownie zaglądnęła głowa Pana Męża:
- Pomóc Ci w czymś?
- Nie. - wykrztusiła Pani Matka, po czym zaczęła się zastanawiać: "Można pomóc w sprzątaniu, można pomóc w odrabianiu lekcji, w gotowaniu, w opiece nad dziećmi, ale jak, u licha ciężkiego, pomóc w wymiotowaniu?! Chociaż jakby się tak mocniej zastanowić, to w sumie trochę twardo na tych kaflach...".
Po trzeciej turze toaletowych "negocjacji" Pan Syn zainteresował się:
- Czy są jakieś ślady?
- Czego, synku? - Pani matka uniosła się nieco na łokciu.
- Nooo... rzygania.
- Nie, kochanie. Wymiotowałam kulturalnie celując prosto do kibelka, a potem równie kulturalnie spuściłam wodę.
- Aaaaa... - westchnęło dziecię, przy czym w jego głosie wyraźnie zabrzmiała nutka żalu. Nieco zawiedziony brakiem możliwości przyglądnięcia się czemuś zdecydowanie nieestetycznemu powrócił do przerwanej zabawy, zaś Pani Matka przez 24 godziny usiłowała nie patrzeć na poczynania pozostałych domowników.
no tak..... a ja zdrówka życzę ;-)
OdpowiedzUsuńKochana życzę zdrówka !!!!!
OdpowiedzUsuńTo i ja do zyczen sie dolaczam. A przy okazji pozwole sobie napisac, ze mi sie nowa szata bloga bardzo podoba! Lekka, zwiewna i elegancka!
OdpowiedzUsuńLubię tu do Ciebie zajrzeć i poczytać o życiu :) tak całkiem prosto i z dystansem :) i ja również życzę zdrówka
OdpowiedzUsuń