W dalszym ciągu na tapecie wrażenia z II DLWC - sporo ich było i wszystkie mega-pozytywne :-)
Na warsztaty zapisywałam się niemal w ostatniej chwili długo żyjąc w niepewności, czy będę mogła przyjechać na zlot. W efekcie wszystkie interesujące mnie warsztaty sobotnie zostały zajęte. Niestety w niedzielę nie mogłam przyjść - w przyszłym roku wdrożę w domu odpowiednie procedury i będę ;-) Całe szczęście, że dałam radę zapisać się do Calisty na haft koralikowy.
W założeniu miały powstać kolczyki, ale że ja jestem grzebuła-perfekcjonistka, to już przy pierwszym okrążeniu wypsnęło mi się: "Oj! To ja zrobię zawieszkę", czym wzbudziłam ogólną wesołość wśród warsztatowych towarzyszek. Efekt końcowy - mocno niedoskonały, ale miły dla oka. W każdym razie byłam zadowolona z siebie, że udało mi się skończyć ten drobiażdżek jeszcze na warsztatach :-)
No i chyba troszkę mnie wciągnęło, bo zaczynam łakomie spoglądać na koraliki ;-)
Ha! Mam to samo! Na samą myśl, że kolczyki w parze muszą być identyczne... robię zawieszkę albo broszkę :D
OdpowiedzUsuń