W Połomskim Jeżym zakochałam się - nie, tu nie ma błędu ortograficznego :-) Jeży jest po prostu magnetyczny (dosłownie), a te jego jabłuszka... Sami zresztą zajrzyjcie do Oli Smith, bo Ola to prawdziwa czarodziejka - nie dość, że potrafi wyczarować niesamowite rzeczy z wełny czesankowej, to jeszcze bardzo przystępnie tłumaczy, jak to zrobić.
Zachęcona przejrzytymi tutorialami Oli i po uszy same zakochana w Jeżym dokonałam niewielkich zakupów. Niewielkich, bo a nuż miłość mi przejdzie po pierwszych próbach filcowania? Wzbogaciłam się zatem o czesankę w trzech kolorach i dwa komplety igieł do filcowania (grube i cienkie):

Wytrzymać oczywiście nie mogłam i od razu zabrałam się do ćwiczeń. Niestety nie mogłam za bardzo rozpędzić się z robotą, bo Hania miała "przytulny" dzień (jewa: wykrakałaś - jeszcze górne czwórki do końca nie wylazły, a już dolne rwą się na świat). W każdym razie do końca wieczoru dźgając pracowicie igłą udało mi się wyfilcować w miarę zgrabną (jak na pierwszy raz) kulkę:

Czuję się trochę jak żuczek-gnojownik ;-) Nawet kolor kulki by się zgadzał ;-) Nic to... pierwsza próba filcowania za mną. Wiem, jakie błędy popełniłam i jak przebiega proces filcowania. No i nie złamalam igły (jeszcze) :-) Muszę poczynić dodatkowe zakupy (z tych kolorów czesanki niewiele da się skomponować) i zorganizować jakąś podkładkę - wprawdzie moja kanapa wspaniale sprawdza się w tej roli, ale chciałam ją wymienić dopiero ją za jakieś 1,5 roku (jak Hania wyjdzie z pieluch) a nie za miesiąc ;-) Zanim zakupy do mnie dotrą, przerobię resztę tutoriali Oli i będę mądrzejsza. Przynajmniej w zakresie filcowania na sucho.