Obserwatorzy

niedziela, 16 stycznia 2011

Zaklinanie

- Osłuchowo jest czysto, gardło jest tylko lekko zaczerwienione, a wyniki badania krwi są dobre. Nie wiem, dlaczego Hania znowu zaczęła gorączkować. - zasępiła się pani doktor. - Teraz jest właśnie trzecia doba działania drugiego antybiotyku, więc ta gorączka może jeszcze spaść. Ponieważ zbliża się znowu wolne, na wszelki wypadek wystawię skierowanie do szpitala w razie, gdyby gorączka jednak nie spadała. Pewnie będą chcieli zatrzymać Hanię na kilka dni w szpitalu, żeby zrobić dokładniejsze badania.

- Cóż... jeśli trzeba będzie, to nie będziemy się opierać. - powiedziała Pani Matka, robiąc w myślach szybki przegląd posiadanych rzeczy, które mogłyby okazać się niezbędne do spędzenia kilku dni w szacownej placówce służby zdrowia. Przeprowadzony remanent nie nastroił Pani Matki pozytywnie, bowiem piżamki Pani Córki odziedziczone po Bartusiu, choć niezmiernie wygodne, nie wyglądały na tyle dobrze, aby gościć w nich gdziekolwiek.

Błogosławiąc instytucję babci Pani Matka lekko tylko spóźniona wparowała do pracy i usiadła przy biurku zawalonym bardzo ważnymi papierami. "Hmmm... jakbym kupiła te piżamki, to byłabym całkiem nieźle przygotowana do tego szpitala i pewnie wtedy nie musiałybyśmy tam iść." - pomyślała Pani Matka. Nie zwlekając dłużej Pani Matka olała papiery ("Zabiorę robotę do domu.") i poleciała do pobliskiego sklepu z odzieżą dziecięcą, gdzie nabyła stosowną garderobę nocną w liczbie sztuk trzy ("Tyle chyba powinno wystarczyć.").

Gdzieś między sprawami super ważnymi a tylko trochę mniej ważnymi Panią Matkę znów natchnęło: "Dużego wyszywania do szpitala nie wezmę, a małego nie mam rozpoczętego. Ale jak kupię brakujące nici i koraliki, to skompletuję nową robótkę i w ten sposób pod względem rękodzielniczym będę już nieźle zaopatrzona. Będę wtedy bardzo dobrze przygotowana do tego nieszczęsnego szpitala i wtedy na pewno nie będziemy musiały do niego jechać!".

W drodze do domu, z Bartkiem "pod pachą", nieco tylko zboczywszy z kursu (raptem niewielka pętla - co z tego, że w przeciwnym kierunku?) Pani Matka zajechała pod ulubioną pasmanterię, gdzie dokonała stosownych zakupów w tempie iście ekspresowym (jak na nią) i czym prędzej pojechała wypuścić z domu skonanych dziadków - Hania nawet chora potrafi dać w kość osobom nieprzyzwyczajonym do jej stałych numerów.

Gdy Hania została spacyfikowana w łóżeczku (zdołała się jednak nieco zmęczyć wykańczaniem dziadków), zaś Bartek uziemiony przy odrabianiu lekcji, Pani Matka z zadowoleniem skonstatowała, że jest już bardzo dobrze przygotowana do pobytu w szpitalu. Zatem prawdopodobieństwo ewentualnego wyjazdu na "wczasy" znacząco spadło. Tak nastrojona optymistycznie Pani Matka rozpoczęła ogarnianie domowego pobojowiska.

Po niespełna dwóch tygodniach od zajścia zdarzeń tu opisanych, a po nieco ponad trzech tygodniach chorowania Hania pójdzie w poniedziałek do przedszkola - po raz pierwszy w tym roku. Zaklinanie powiodło się - do szpitala nie pojechałyśmy :-)

czwartek, 30 grudnia 2010

Złej baletnicy...

Mam dwie teorie na temat, dlaczego poniższe dwie (wbrew pozorom) bombki nie wyszły dobrze:
1 - moje umiejętności w dziedzinie decoupage'u są jeszcze zbyt małe i dekorowanie bombek było niczym atak plastikową łopatką na zaspy piętrzące się pod domem,
2 - styropianowe bombki nie są dobrym materiałem do decoupage'owania.
To pierwsze na pewno, ale możliwe też, że obie przyczyny wchodzą w grę (pocieszam się - nie da się ukryć).
Dobra! Nie będę się wymądrzać. Oto moje porażki. Pierwsza:i druga:
przy czym mam wrażenie, że ta druga porażka jest większa nie tylko z powodu rozmiarów (wbrew temu, co pokazują zdjęcia). Ale nie zniechęcam się. Tym bardziej, że bombki znalazły swoją amatorkę - teściowa była zachwycona. Nie zna się, kobitka.
--------------------------------------------------
Dendrobium, Izoldka17, Splocik, Ania: Dziękuję bardzo :-)
Biżuteria z filcu: Dziękuję :-) O dziwo, wcale to nie jest takie trudne. Rozłożone w czasie (bo wszystkie te warstwy muszą wysychać) - to prawda - ale nie trudne.
Elżusia: Dziękuję :-) Długo odwlekałam decoupage'owe próby ze względu na zapach i działanie ewentualnych oparów (pół biedy na mnie, ale na dzieci). Tymczasem okazało się, że ani klej, ani lakier nie wydzielają żadnych drażniących woni. Były to produkty specjalnie do decoupage'u - dostałam od Mikołaja :-)
--------------------------------------------------
To już ostatni wpis w tym roku, dlatego pragnę złożyć Wam najserdeczniejsze życzenia noworoczne - oby nadchodzący rok, nie był gorszy od mijającego. Do zobaczenia - przeczytania w Nowym Roku :-)

wtorek, 28 grudnia 2010

Rada dla wybredniucha

Co powinien zrobić wybredniuch, któremu nic nie pasuje, który grymasi, że ten detal mu nie pasuje, że kolor nie taki, że spękań za dużo, że wzorek nie tak rozmieszczony...? Można tak wymieniać w nieskończoność. Odpowiedź jest prosta: niech ten wybredniuch zrobi sam tak, jak mu odpowiada. Żeby nie było wątpliwości: to ja jestem tym wybredniuchem i żeby spełnić (nie oszukujmy się - w przyszłości) swoje własne wymagania postanowiłam nauczyć się sztuki decoupage'u.

Nie chcąc rzucać się na głęboką wodę na początek zrezygnowałam ze spękań, a na warsztat wzięłam malutkie pudełeczko i malutkie motywy.
Z efektu jestem dość zadowolona, choć popełniłam kilka błędów. Jest więc szansa, że następnym razem uniknę ich. Pudełeczko zostało częścią prezentu gwiazdkowego.

poniedziałek, 27 grudnia 2010

Stroiki

Wprawdzie jest już po Świętach, ale kilka najbliższych wpisów będzie jeszcze poświęconych tematyce bożonarodzeniowej.

Po raz pierwszy udało mi się namówić Pana Męża na zakup żywej choinki. Podchody robiłam od pięciu lat, tym większe było moje zdumienie, że Pan Mąż wcale nie opierał się w tym roku. Przed wstawieniem choinki do stojaka trzeba było urżnąć kilka dolnych gałęzi, stałam się więc posiadaczką świetnego materiału na świąteczne stroiki. Styropianowe kółka jako baza, ciemny materiał do zakrycia styropianowej bieli, kilka gałązek, kilka bombek, wstążeczka i z pomocą pistoletu do klejenia na gorąco zmajstrowałam swoje pierwsze nieduże stroiki. Doskonałością wprawdzie nie grzeszą, ale obdarowanym spodobały się. No i co ważne: powstały w tempie błyskawicznym.
W przyszłym roku będą ładniejsze :-)
--------------------------------------------------
Serdecznie dziękuję za wspaniałe życzenia świąteczne :-) Zawsze jest mi niezwykle miło czytać tak wspaniałe komentarze. Pozdrawiam cieplutko.

piątek, 24 grudnia 2010

Dziecię (3)

Dłubałam, dłubałam i popchnęłam trochę do przodu. Teraz już na pewno wszystko jasne - pierwszym urodzinowym prezentem był zestaw Sweethearts - Dreamy firmy Lanarte. Jedno jest pewne: łatwe to to nie jest. O ile łapy są w porządku (jeśli chodzi o łatwość wyszywania), o tyle włosy dały mi do wiwatu.
Przymierzam się do lewego dolnego narożnika. Ze wstępnej analizy tego kawałka schematu odnoszę wrażenie, że te wszystkie kolory projektant wrzucał przypadkowo, czyli szybko nie skończę.
--------------------------------------------------
Serdecznie dziękuję za wszystkie przemiłe komentarze. To naprawdę bardzo budujące i niezwykle przyjemne, gdy czyta się je.

Ann_margaret: Zawieszek nie podklejałam filcem. Za bardzo odstawałyby od kalendarza. Z tylu jest tylko przyklejona nitka.

Carmen: Bardzo mi miło, że od tak dawna towarzyszysz moim poczynaniom :-) Poprzedniego bloga prowadziłam na onet.pl.

Mamuska73: Ja już raz Ci go wysłałam, ale najwyraźniej gdzieś przepadł w otchłani Internetu. Podeślę jeszcze raz, ale dopiero po Świętach. Mam nadzieję, że wytrzymasz ;-)

Damar5: Dziękuję bardzo :-) I wzajemnie :-)
--------------------------------------------------
Z kartkami w tym roku nie wyrobiłam się, na wiele blogów nie zdążę zajrzeć, do wielu z Was nie dotrę. Zatem tą drogą pragnę życzyć Wam zdrowych, spokojnych i pełnych radości Świąt Bożego Narodzenia.

środa, 22 grudnia 2010

Dla małej damy

Okładka na zeszyt - pełna niedoskonałości, których jestem świadoma. Jest więc szansa, że następna będzie lepsza. Tkanina - Szmatka Łatka, śpiąca cyklopica - wyhaftowana jeszcze w styczniu.
Nie chce mi się rozpisywać. Nic mi się nie chce. Kaszleć mi się chce. Bez ustanku.

wtorek, 14 grudnia 2010

Kalendarzowe post scriptum

Na prośbę kilku Czytelniczek wracam do tematu adwentowego kalendarza.

W każdym polu planszy jest przyszyty koralik, który pełni rolę haczyka. Do każdej z zawieszek wyszytych na plastikowej kanwie przyklejony jest z tyłu kawałek muliny tworząc pętelkę-wieszaczek (używałam kleju Gutermann Creativ, który nadaje się do klejenia materiałów tekstylnych). Na koraliku wiesza się na tej mulinkowej pętelce zawieszkę i gotowe. Mam nadzieję, że poniższe zdjęcie rozwieje wątpliwości.
Zawieszki trzymałyby się całkiem nieźle, gdyby nie to, że Hania korzysta z każdej okazji, aby pościągać je wszystkie z kalendarza. Ot, takie hobby znalazła sobie dziewczyna.

Na koniec wszystkim bardzo dziękuję za przemiłe komentarze. Muszę przyznać się, że jestem niebywale dumna z siebie, że udało mi się skończyć ten kalendarz. Jego wyszywanie rozpoczęłam na początku września 2008 roku. Pod dwóch latach i trzech miesiącach zawisł był na ścianie i napatrzeć się na niego nie mogę :-)