No i nastąpiło to, co miało nastąpić. Jeszcze w zeszłym roku Pani Matka wznosiła oczy ku niebu dziękując, że Pan Syn nie wspomina nic o wyprawianiu urodzinowego przyjęcia dla swoich przedszkolnych współbraci. Prawdopodobnie był jeszcze ogłuszony pojawieniem się Hani w rodzinie. Pani Matka chyba zresztą też. W każdym razie nikt z rodziny nie przejawiał chęci do wykazywania się wzmożoną aktywnością przy organizacji przyjęcia. W tym roku jednak nie miało prawa być tak spokojnie.
Dwa miesiące przed urodzinami Pan Syn zaczął wysyłać jasne sygnały (głównie natury werbalnej), że siódmych urodzin nie opękamy obiadem dla rodziny, nawet z wypasionym deserem. Ma się odbyć klasyczne przyjęcie urodzinowe, na które zamierza zaprosić pół przedszkola. Pani Matka niezwłocznie przystąpiła do sprowadzania Pana Syna na ziemię: 9 osób (wliczając jubilata) i ani grama więcej. Po mniej więcej tygodniu przedstawiła rodzinie koncepcję zabawy: domowe szukanie skarbu, a po uzyskaniu jednogłośnej akceptacji rozpoczęła wzmożoną pracę umysłową.
Nie ma co ukrywać: lekko nie było. Za to było niepowtarzalnie. Dzieciaki (ku rozpaczy Pani Matki) nie chciały wychodzić do domu, a Damianek w euforii rzucił się na Panią Matkę i przytulając się do niej wykrzyknął „Będziesz moją ciocią! Dobra?!”. No i – niebagatelne to osiągnięcie – żyrandol w całości, firanki wiszą, szafy nie kołyszą smętnie urwanymi drzwiami, a na łóżku da się normalnie spać. Słowem: strat nie zanotowano.
Późnym wieczorem współtwórczyni tego sukcesu (nie czarujmy się, bez pomocy Pana Męża byłoby niewesoło) dokonała podsumowania imprezy. Wnioski są następujące:
- Jeśli uważasz, że wymyślone przez Ciebie zabawy wystarczą dzieciakom na dwie godziny, to podziel ten czas przez dwa. Zbliżysz się wtedy do wartości realnej.
- Chcesz ograniczyć pole dziecięcych harców do jednego pokoju? Wbrew pozorom nie jest to niemożliwe. Warunek jest jeden: należy pozostałe pomieszczenia zamknąć na klucz, a do łazienki wpuszczać tylko wtedy, gdy wyraźnie będzie można zaobserwować charakterystyczne drobienie w miejscu zwiastujące rychłą katastrofę. W innym przypadku pewnym jest, że mali goście opanują wszystkie dostępne pomieszczenia.
- Na czas przyjęcia wyekspediuj z domu wszelki żywy inwentarz: dzieci, psy, koty i inne takie. Mogą nie przeżyć zlotu kwiatu młodzieży.
- Miej w pogotowiu drugiego dorosłego. Bądź pewna, że nadejdzie taki moment, że Tobie opadną ręce. Niech wtedy wkroczy na scenę „zapasowy” dorosły ze swoimi zabawami. Ty będziesz mieć czas na krótki odpoczynek i wzięcie się w garść. Może też zdarzyć się, że będziesz tryskać energią i pomysłami przez cały czas. Niestety natura obdarzyła nas tylko w jedną parę oczu. Druga para przyda się w razie, gdyby jednak w domu pozostały jakieś otwarte pomieszczenia (patrz pkt 2).
- Jedzenie nie jest tak ważne jak zabawa. Wystarczą drobne przekąski typu ciasto, ciasteczka, popcorn (cieszył się wielkim wzięciem), coca-cola (dla większości jest to atrakcja, bo w domu zawsze ograniczają spożycie tegoż nadzwyczaj niezdrowego trunku – w domu Pani Matki takoż), soki (choć wydaje się to nieprawdopodobne, to jednak są dzieci, które coca-coli nie lubią).
- Dowiedz się, jakie ograniczenia żywieniowe mają dzieci. Na szczęście Pani Matka była świadoma, że na przyjęciu musi obowiązywać dieta bezmleczna, bezmasłowa, bezczekoladowa, beztruskawkowa i bezorzeszna.
- Olać tort! Co z tego, że jest symbolem urodzin? Większość dzieci i tak nie będzie chciała go jeść, a świeczki z powodzeniem można wbić w świeżo upieczoną babkę.
- Naszykuj więcej szklanek niż przewidujesz gości. Natychmiast po odstawieniu naczynia nikt nie będzie pamiętał, czyje to było. Jeszcze lepszym rozwiązaniem jest zastosowanie kubeczków jednorazowych (bezpieczniejsze i myć nie trzeba), ale na taką oczywistość Pani Matka wpadła post factum.
- Jeśli przewidujesz jakieś nagrody, to zaopatrz się w każdy rodzaj z nadmiarem. - Zgodnie z planem punktem kulminacyjnym przyjęcia miało być odnalezienie skarbu. Pani Matka przewidziała resoraki dla chłopców i korale dla dziewczynek. I w tymże właśnie punkcie kulminacyjnym jedna z dziewczynek rozpłakała się rzewnymi łzami: „Bo ja nie lubię korali!”. „A co chciałabyś dostać?” – zapytała Pani Matka mając nadzieję, że w głosie nie słychać lekkich akcentów paniki. „Coś chłopackiego.” Zapasowe autko rozwiązało problem. Korale natychmiast zacharapciła druga dziewczynka zgrabnie montując sobie z nich bransoletkę, na co trzeciej usteczka zaczęły się niebezpiecznie wyginać w podkówkę. Awaryjne korale załatwiły sprawę.
- Wydaje Ci się, że skoro to przyjęcie dla dzieci, to powinna brzmieć stosowna muzyka? Nic bardziej mylnego. Żadne „uwielbiam Cię, literko Be”, ani „maszerujemy i podnosimy wysoko kolanka”. „A nie ma pani: Jesteś szaloonaaa, mówięęę Ciii…?” zapytała Panią Matkę rezolutna siedmiolatka. Pani Matka jednakowoż nie posiadała takowej muzyki. Za to łomoty Denzela zaspokoiły wybredne gusta przedszkolaków. Notabene płytę z twórczością owego artysty (?) Pan Syn dostał w prezencie.
- Zaopatrz się dużą ilość balonów. Wbrew obiegowej opinii nadmuchanie 70-ciu balonów nie jest aż tak karkołomnym zadaniem. Balony przydadzą się, gdy dzieciaki będzie rozsadzać energia (nie wiedzieć czemu, zawsze mają jej w nadmiarze), a przynajmniej nie zrobią sobie krzywdy.
- Wszystkim nie dogodzisz. Zawsze znajdzie się przynajmniej jedno dziecko, które będzie wolało robić coś zupełnie innego, niż Ty zaplanowałaś. Jeśli nie jest to zabawa szkodliwa, to znajdź mu spokojny kącik do działania. Ty przynajmniej będziesz miała do okiełznania jednego potworka mniej.
- Kto powiedział, że czas nie jest z gumy? Czas JEST z gumy, a jej najbardziej rozciągliwy kawałek przypada w okolicach ostatnich 30 minut zabawy.
Na koniec Pani Matka radzi, aby przed imprezą łyknąć jakieś przeciwbólowe proszki. Po też.
STO LAT DLA PANA SYNA!! a tak przy okazji to uwielbiam czytać ot co napiszesz, jest super, pełne humoru. i czekam na kolejną teorię względności by Aggaw;-)
OdpowiedzUsuńWszystkiego dobrego dla synka. Nie wiedziałam że może być tyle roboty przy kilku siedmiolatkach. Może kiedyś przydadzą się powyższe wnioski
OdpowiedzUsuńJak czytam tę relację to żałuję, że mnie tam nie było. I to nie jako 3 para dorosłych oczu.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Iza_P z Wrocławia
Żetem i ajlawju za ten tekst ;) Fantastyczny opis.
OdpowiedzUsuńI przestroga.
Nie, dziecko, gości mozesz zaprosić jak skończysz 16 lat. Do pizzerii ;)
Zapraszam po odbiór wyróżnienia na mój blog.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Makneta
hej widzę że przerabiałaś to co ja w ostatnich dniach tylko że u mnie było tylko małe grono z moją troje 7 latków reszta się pochorowała ale i tak proszki po były konieczne pozdrawiam ciepło
OdpowiedzUsuńnajlepszego dla solenizanta
Zapraszam do siebie po wyróżnienie:)
OdpowiedzUsuńHa, ha, ha!!!!! Nic dodać nic ująć! Czytając tą notkę stanęły mi przed oczami przyjęcia organizowane dla mojej córci. Teraz już jest znacznie spokojniej, preferowane "babskie wieczorki":) Ale nic to, za rok, dwa będę miała powtórkę z rozrywki u synka:))))
OdpowiedzUsuńNajserdeczniejsze życzenia urodzinowe dla Twojego Siedmiolatka!!!!
usmialam sie niezle!!!!!
OdpowiedzUsuńbyle do nastepnej imprezki !!!!
zapraszam do zabawy w 4 http://myslipisane.blog.onet.pl/
OdpowiedzUsuńrewelacyjna relacja i rewelacyjne porady.moje dziecko ma dopiero 4 lata a już coś przebąkuje o zaproszeniu całego przedszkola!,mam nadzieję że jeszcze tego unikniemy ale Twoje rady skrzętnie odnotowałam:)
OdpowiedzUsuńi gratulacje dla solenizanta i dla rodzinki że przetrwała
Skąd ja to znam :p a nie mam dzieci, ale z takowymi pracowałam, w takiej sytuacji nie pozostaje nic innego jak bawić się razem z nimi :) I wszystkiego naj naj naj dla małego mężczyzny
OdpowiedzUsuń