Obserwatorzy

środa, 7 grudnia 2011

Po zdrowie i urodę (7)

Słowo się rzekło - kobyłka u płota, zatem Pani Matka namierzyła pobliskie kluby fitness i metodą "to mi chyba pasuje" wybrała się na pierwsze zajęcia o wiele obiecującej nazwie shape. Choć w klubowej szatni panowała atmosfera sprzyjająca raczej patrzeniu w swoje własne buty, Pani Matka postanowiła rozpocząć rozmowę celem poznania zwyczajów panujących w owym przybytku. Na swoją ofiarę wyznaczyła panią o figurze dziewczątka i twarzy steranej życiem (czytaj: spalonej w solarium) kobiety. Pani okazała się być bardzo miłą osobą i chętnie wprowadziła Panią Matkę w szczegóły klubowego życia (widać szatniowe milczenie też jej za bardzo nie leżało).

Na sali treningowej panowała podobna atmosfera jak w szatni, z tym że każdy zawodnik miał więcej miejsca na zaprezentowanie swojej melancholii i ogólnie pojętej pogardy dla spraw przyziemnych. Tuż przed 18-tą do sali wkroczył dziarski młodzieniec w dresiku a'la trener kadry sportowej z późnych lat 70-tych. Mając na uwadze swój niewielki staż, Pani Matka strategicznie ulokowała się na tyłach sali, gdzie miała dobry widok na potencjalne "wycinaczki", na których mogła się w razie potrzeby wzorować. Z niesmakiem skonstatowała, że 90% zebranego towarzystwa to dziuńki około 20-letnie tak chude, że elastyczne rajtki za chwilę z nich spadną: "Po co to-to przychodzi tutaj?! Schudnąć?!"

Młodzieniec nastawił skoczną muzykę i zaordynował energiczne podskoki. "Spalona chyba jest mocno znudzona, bo z taką nonszalancją ćwiczy" - zauważyła Pani Matka obserwując kątem oka niechętne podrygi nowej znajomej - "Jak taka z niej jest stała bywalczyni, to pewnie zna już wszystko na pamięć i rzeczywiście może być znudzona". Po 15 nader żwawych minutach zasapana i zlana potem Pani Matka stwierdziła, że gorzej już chyba nie będzie. W końcu nie da się tak prygać przez całą godzinę. O jakże myliła się! Okazało się bowiem, że to była zaledwie rozgrzewka, po której młody poganiacz rzucił hasło: "Bierzemy po dwa niebieskie ciężarki". Pani Matka, która chronicznie wręcz nie cierpi tłoku, zaczęła się martwić, że ciężarki w zalecanej barwie znikną, nim ona do niech dotrze. Jakież było jej zdumienie, kiedy okazało się, że zniknęły wszystkie ciężarki w kolorach żółtym, różowym i zielonym. Niebieskie nie cieszyły się powodzeniem, a przyczynę Pani Matka poczuła, gdy podczas ćwiczeń ręce zaczęły jej więdnąć niczym kwiaty podlane dwa tygodnie temu. Podczas kolejnej fali bólu w rękach szarpanych pięciokilowymi odważnikami następna myśl przemknęła: "Po kiego grzyba te chudzielce przychodzą na ten fitness?! Bo chyba jednak nie poćwiczyć, skoro tak skrzętnie omijają hantle cięższe niż pół kilo?!"

Cudem chyba Pani Matka dotrwała do końca zajęć. Pozbierawszy się z podłogi i odczekawszy szatniany harmider (wszystkim strasznie zaczęło się spieszyć) zaczęła powoli doprowadzać się do stanu używalności.
- I jak? Podobało się Pani? - zagadnęło dziewczę-nie dziewczę.
- Podobało mi się. - odrzekła zgodnie z prawdą Pani Matka mając świadomość, że jej karmazynowe oblicze może temu przeczyć.
- Dobrze, że pani na początek nie poszła do Sławka, bo ten to dopiero daje wycisk. U Rafała - jak na początek - jest w sam raz. Ja to nawet się nie spociłam.
"No proszę. Opierniczała się przez całe zajęcia, to i jak miała się spocić?" - ale tego Pani Matka na głos już nie powiedziała.

3 komentarze:

  1. Haha! jakbym siebie widziała ;) wszystkie dziewczyny na fitnessie wymiatają, przez co ja mam kompleksy, dlatego najbardziej lubię jogę >.< tam się przynajmniej człowiek tak nie zmęczy fizycznie i psychicznie. Na stresujący dzień koi duszę idealnie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. hehe niezła historyjka :) wybierasz się na kolejne zajęcia?

    OdpowiedzUsuń
  3. Mroczna atmosfera klubu nie zniechęciła mnie ;-) Ja się fajnie bawię, więc chodzę dalej :-D

    OdpowiedzUsuń