Obserwatorzy

wtorek, 21 kwietnia 2009

Przyjęcie

No i nastąpiło to, co miało nastąpić. Jeszcze w zeszłym roku Pani Matka wznosiła oczy ku niebu dziękując, że Pan Syn nie wspomina nic o wyprawianiu urodzinowego przyjęcia dla swoich przedszkolnych współbraci. Prawdopodobnie był jeszcze ogłuszony pojawieniem się Hani w rodzinie. Pani Matka chyba zresztą też. W każdym razie nikt z rodziny nie przejawiał chęci do wykazywania się wzmożoną aktywnością przy organizacji przyjęcia. W tym roku jednak nie miało prawa być tak spokojnie.

Dwa miesiące przed urodzinami Pan Syn zaczął wysyłać jasne sygnały (głównie natury werbalnej), że siódmych urodzin nie opękamy obiadem dla rodziny, nawet z wypasionym deserem. Ma się odbyć klasyczne przyjęcie urodzinowe, na które zamierza zaprosić pół przedszkola. Pani Matka niezwłocznie przystąpiła do sprowadzania Pana Syna na ziemię: 9 osób (wliczając jubilata) i ani grama więcej. Po mniej więcej tygodniu przedstawiła rodzinie koncepcję zabawy: domowe szukanie skarbu, a po uzyskaniu jednogłośnej akceptacji rozpoczęła wzmożoną pracę umysłową.

Nie ma co ukrywać: lekko nie było. Za to było niepowtarzalnie. Dzieciaki (ku rozpaczy Pani Matki) nie chciały wychodzić do domu, a Damianek w euforii rzucił się na Panią Matkę i przytulając się do niej wykrzyknął „Będziesz moją ciocią! Dobra?!”. No i – niebagatelne to osiągnięcie – żyrandol w całości, firanki wiszą, szafy nie kołyszą smętnie urwanymi drzwiami, a na łóżku da się normalnie spać. Słowem: strat nie zanotowano.

Późnym wieczorem współtwórczyni tego sukcesu (nie czarujmy się, bez pomocy Pana Męża byłoby niewesoło) dokonała podsumowania imprezy. Wnioski są następujące:

  1. Jeśli uważasz, że wymyślone przez Ciebie zabawy wystarczą dzieciakom na dwie godziny, to podziel ten czas przez dwa. Zbliżysz się wtedy do wartości realnej.
  2. Chcesz ograniczyć pole dziecięcych harców do jednego pokoju? Wbrew pozorom nie jest to niemożliwe. Warunek jest jeden: należy pozostałe pomieszczenia zamknąć na klucz, a do łazienki wpuszczać tylko wtedy, gdy wyraźnie będzie można zaobserwować charakterystyczne drobienie w miejscu zwiastujące rychłą katastrofę. W innym przypadku pewnym jest, że mali goście opanują wszystkie dostępne pomieszczenia.
  3. Na czas przyjęcia wyekspediuj z domu wszelki żywy inwentarz: dzieci, psy, koty i inne takie. Mogą nie przeżyć zlotu kwiatu młodzieży.
  4. Miej w pogotowiu drugiego dorosłego. Bądź pewna, że nadejdzie taki moment, że Tobie opadną ręce. Niech wtedy wkroczy na scenę „zapasowy” dorosły ze swoimi zabawami. Ty będziesz mieć czas na krótki odpoczynek i wzięcie się w garść. Może też zdarzyć się, że będziesz tryskać energią i pomysłami przez cały czas. Niestety natura obdarzyła nas tylko w jedną parę oczu. Druga para przyda się w razie, gdyby jednak w domu pozostały jakieś otwarte pomieszczenia (patrz pkt 2).
  5. Jedzenie nie jest tak ważne jak zabawa. Wystarczą drobne przekąski typu ciasto, ciasteczka, popcorn (cieszył się wielkim wzięciem), coca-cola (dla większości jest to atrakcja, bo w domu zawsze ograniczają spożycie tegoż nadzwyczaj niezdrowego trunku – w domu Pani Matki takoż), soki (choć wydaje się to nieprawdopodobne, to jednak są dzieci, które coca-coli nie lubią).
  6. Dowiedz się, jakie ograniczenia żywieniowe mają dzieci. Na szczęście Pani Matka była świadoma, że na przyjęciu musi obowiązywać dieta bezmleczna, bezmasłowa, bezczekoladowa, beztruskawkowa i bezorzeszna.
  7. Olać tort! Co z tego, że jest symbolem urodzin? Większość dzieci i tak nie będzie chciała go jeść, a świeczki z powodzeniem można wbić w świeżo upieczoną babkę.
  8. Naszykuj więcej szklanek niż przewidujesz gości. Natychmiast po odstawieniu naczynia nikt nie będzie pamiętał, czyje to było. Jeszcze lepszym rozwiązaniem jest zastosowanie kubeczków jednorazowych (bezpieczniejsze i myć nie trzeba), ale na taką oczywistość Pani Matka wpadła post factum.
  9. Jeśli przewidujesz jakieś nagrody, to zaopatrz się w każdy rodzaj z nadmiarem. - Zgodnie z planem punktem kulminacyjnym przyjęcia miało być odnalezienie skarbu. Pani Matka przewidziała resoraki dla chłopców i korale dla dziewczynek. I w tymże właśnie punkcie kulminacyjnym jedna z dziewczynek rozpłakała się rzewnymi łzami: „Bo ja nie lubię korali!”. „A co chciałabyś dostać?” – zapytała Pani Matka mając nadzieję, że w głosie nie słychać lekkich akcentów paniki. „Coś chłopackiego.” Zapasowe autko rozwiązało problem. Korale natychmiast zacharapciła druga dziewczynka zgrabnie montując sobie z nich bransoletkę, na co trzeciej usteczka zaczęły się niebezpiecznie wyginać w podkówkę. Awaryjne korale załatwiły sprawę.
  10. Wydaje Ci się, że skoro to przyjęcie dla dzieci, to powinna brzmieć stosowna muzyka? Nic bardziej mylnego. Żadne „uwielbiam Cię, literko Be”, ani „maszerujemy i podnosimy wysoko kolanka”. „A nie ma pani: Jesteś szaloonaaa, mówięęę Ciii…?” zapytała Panią Matkę rezolutna siedmiolatka. Pani Matka jednakowoż nie posiadała takowej muzyki. Za to łomoty Denzela zaspokoiły wybredne gusta przedszkolaków. Notabene płytę z twórczością owego artysty (?) Pan Syn dostał w prezencie.
  11. Zaopatrz się dużą ilość balonów. Wbrew obiegowej opinii nadmuchanie 70-ciu balonów nie jest aż tak karkołomnym zadaniem. Balony przydadzą się, gdy dzieciaki będzie rozsadzać energia (nie wiedzieć czemu, zawsze mają jej w nadmiarze), a przynajmniej nie zrobią sobie krzywdy.
  12. Wszystkim nie dogodzisz. Zawsze znajdzie się przynajmniej jedno dziecko, które będzie wolało robić coś zupełnie innego, niż Ty zaplanowałaś. Jeśli nie jest to zabawa szkodliwa, to znajdź mu spokojny kącik do działania. Ty przynajmniej będziesz miała do okiełznania jednego potworka mniej.
  13. Kto powiedział, że czas nie jest z gumy? Czas JEST z gumy, a jej najbardziej rozciągliwy kawałek przypada w okolicach ostatnich 30 minut zabawy.

Na koniec Pani Matka radzi, aby przed imprezą łyknąć jakieś przeciwbólowe proszki. Po też.

środa, 8 kwietnia 2009

Widoczek (odcinek któryśtam - w każdym razie ostatni)

Nie mam nabożeństwa do wykańczania robótek. Może dlatego, że wyszywanie można przerwać i wrócić do niego z doskoku, natomiast przy wykańczaniu trzeba rozłożyć się w domu z całym majdanem na jakiś czas. U mnie jest to na razie niemożliwe. To znaczy jest to możliwe, ale miałabym przynajmniej jednego pomocnika-przeszkadzacza plus jednego narzekacza-pytacza "Czy nie masz nic innego do roboty?". Wiadomo, że w domu zawsze coś jest do zrobienia, ale ja się pytam: czy nie można od czasu do czasu nieco później wyładować zmywarkę, załadować pranie do pralki, wyprasować 375 par spodni i 589 koszul?!
Minęło sporo czasu zanim zawitałam w progi Castoramy celem zamówienia ramy, zanim ją odebrałam, oprawiłam obrazek, przyczepiłam haczyk i doczekałam się, aż Pan Mąż znajdzie chwilę na umieszczenie obrazka na ścianie. Wszystko to było mocno rozłożone w czasie, ale nareszcie zakończyło się i teraz za każdym razem przechodząc przez przedpokój z zadowoleniem i - co tu dużo gadać - z satysfakcją przyglądam się obrazkowi:

Jak zwykle nie widać na zdjęciu, że obrazek jest w ciemnozielonej ramie i wisi na konkretnie zielonej ścianie i wszystko ładnie się komponuje. Widać za to, że mam słabość do czarnego metalu :-D Jeśli ktoś ma ochotę obejrzeć, jak przebiegały prace nad widoczkiem to zapraszam tutaj.

--------------------------------------------------

Ponieważ Haniowa jest w trakcie wylęgania się zębów (z tego co wymacałam, wynika mi, że chyba wszystkie jednocześnie idą, a z pewnością sześć) i jeszcze spotkał katar Haniarzynę, to troszkę do tyłu chodzę. A ponieważ przydałoby się również zdziebełko przygotować na Święta, dlatego pozwolę sobie już teraz złożyć Wam najlepsze życzenia. I do zobaczenia po Świętach :-)

poniedziałek, 6 kwietnia 2009

Na wiosnę kwiatki rosną... (2)

Z doskoku cośtam podłubałam, a że część druga jest mniej obszerna niż pierwsza, to dość szybko została zakończona. Ogródek na razie wygląda tak:

Poza tym stwierdziłam, że jednak należałoby ciepnąć coś koralikopodobnego. Mam już nawet pomysł, ale nie mam odpowiedniej nitki, a na razie do pasmanetrii jakoś mi nie po drodze.

--------------------------------------------------

Dziękuję bardzo za uznanie dla mojej wersji kolorystycznej ogródka :-) Muszę przyznać, że zadowolona jestem z osiągniętego efektu. Nie mniej jednak czasami kłuje mnie trochę myśl, że łatwiej byłoby zastosować jedną cieniowaną mulinę, niż zmieniać te kolorki co trochę. e-gunia: miałaś dobry pomysł :-)

sabinka.t1, Iza_P, Ulkaaz: ja też do tej pory tylko krzyżykowa byłam :-) To jest moja pierwsza praca zawierająca inne ściegi niż krzyżyki. Wyszywa się bardzo miło, instrukcje są bardzo przejrzyste - to nic trudnego. Naprawdę zachęcam do wyszywania :-)

ka-milla: to, na czym haftuję, nie jest płótnem. Jest to bawełna (aczkolwiek przyznaję: płótnopodobna), a nazywa się Linda. Kupiłam ją w pasmanterii wysyłkowej Hobby Studio (namiary obok w linkach) i tam też z reguły zaopatruję się w tkaniny - mają bardzo szeroki asortyment. Płótno też tam jest. Nawiasem mówiąc wyszywanie na takiej tkaninie to żadna filozofia. Może tylko rozpoczęcie robótki jest nieco bardziej kłopotliwe niż na aidzie.