Pewnego razu jedna z klientek mojej ulubionej Pani Oprawczyni napatoczyła się na moje świeżo oprawione "dzieło", którego jeszcze nie zdążyłam odebrać. Najwyraźniej spodobało się jej, bo zapytała za pośrednictwem Pani Ramiarki, czy haftuję na zamówienie. Nie zastanawiając się zdecydowanie odpowiedziałam "Nie!".
Prawda jest taka, że nie jestem w stanie wycenić swoich prac - poświęcam na haftowanie czas, który wcale nie jest moim wolnym czasem. Jest to czas wyszarpany z czegoś innego: ze snu (głównie), z pracy (co potem nadrabiam w nocy, więc w sumie też ze snu), z obowiązków domowych (czyli ze snu - patrz wyżej). Dlatego mój czas, który poświęcam na haft jest szczególnie cenny, dlatego moich robótek nie da się wycenić i dlatego nie haftuję na zamówienie. Po prostu nikogo na moje robótki nie będzie stać. Nieliczni dostają haftowane prezenty - wybrańcy, o których wiem, że taki prezent docenią, którzy mnie znają i będą wiedzieli, ile czasu i pracy kosztowało mnie jego stworzenie.
Tylko jednemu zamówieniu nie mogłam się oprzeć. Kiedy Hania ponowiła swoje pytanie: "Mamusiu, kiedy uszyjesz dla mnie jakiś obrazek?", zmodyfikowałam swoje plany hafciarskie, wyciągnęłam zestaw, który czekał na odpowiednią okazję, swoim zwyczajem zmieniłam materiał i rozpoczęłam pracę.
Najłatwiejsze za mną - same półkrzyżyki. Teraz będzie mocno pod górkę, bo choć lubię backstitch-e, to gmatwanina kresek na schemacie wygląda nieco przerażająco. Trzymajcie kciuki, żebym szybko skończyła :-)
Pozdrawiam serdecznie :-)