Drugi obrazek z wiśniowej serii udało mi się skończyć na czas tylko dlatego, że Mysia przesunęła termin jego zakończenia o cały miesiąc. Przypomniało mi się natomiast, dlaczego unikam haftowania co jedną nitkę, bo tak ten obrazek był wyszywany. Nie chodzi tu o rozmiar ściegów, ale o zaszywanie nitki na koniec. Dość ciężko jest przepchnąć igłę przez drobniutkie ściegi uważając, aby ich nie uszkodzić. Poradziłam sobie z tym nieco naokoło: do samego zakańczania nitki brałam cienką igłę z czubkiem. Efekt końcowy zmagań nawet mi się podoba ;-)
Dwa obrazki wyglądają lepiej niż jeden ;-)
Wielka szkoda, że Mysia nie może dalej prowadzić tej zabawy. Przyznam szczerze, że terminowość oraz fakt, że schemat do następnej części dostaje się po ukończeniu poprzedniej, działały na mnie mobilizująco. Mam jednak nadzieję, że haft nie zasili grona UFO-ków - szkoda byłoby.