Obserwatorzy

piątek, 28 lutego 2014

Koralików ciag dalszy

Większość szydełkowych bransoletek została poprawiona (z wyjątkiem cieniowanej złotej - na nią nie mam siły i chyba spruję). Czekają tylko na wklejenie końcówek i będzie można nosić lub dawać, ale chyba raczej z naciskiem na "dawać" :-)

Pewna oczywiście nie jestem (bo to człowiek wie, co mu odbije...?), ale prawdopodobnie to są ostatnie szydełkowe bransoletki, bo zauroczył mnie inny sposób "plątania" koralików :-)

Pierwsze starcie z haftem koralikowym miałam w lipcu 2012 podczas DLWC organizowanych przez Kwiat Dolnośląski. Na warsztatach zrobiłam wtedy mały wisiorek, poczyniłam odpowiednie zakupy i... nie wciągnęło mnie. Szukając wzorów na szydełkowe sznurki koralikowe natknęłam się na bransoletki robione ściegiem peyote. Obejrzałam kilka dostępnych w sieci kursów, odnalazłam niezbędne akcesoria, co-nieco dokupiłam i złorzecząc na plączącą się nitkę, po kilku próbach udało mi się utkać to:
 
O dziwo nadaje się to do noszenia! I na dodatek całkiem nieźle się prezentuje! I będą następne, bo - moi Państwo - to jest chyba to, co "kidryski" bardzo lubią ;-)

czwartek, 27 lutego 2014

Ptasi eksperyment

W ptasim poście zapowiadałam eksperyment. Doświadczenie zakończyło się powodzeniem - przynajmniej moim zdaniem, a Wy ocenicie, jak doczytacie do końca :-)

Onegdaj kupiłam malutki zestaw DMC-vintage. Nie będę ukrywać, że kupiłam go głównie dla wzoru, ptaszyna bowiem skradła me serce od pierwszego spojrzenia ;-)
Po wyszyciu pierwszego ptaszka zostało mnóstwo nici, postanowiłam więc, że sprawdzę, ile obrazków będę w stanie wyhaftować używając dołączonych do zestawu nici. Wliczając tego pierwszego w sumie wyszły trzy obrazki na aidzie 14ct i jeden na aidzie 18ct. Patrząc na pozostałości zieleni nie odważyłam się wyszywać następnego :-)
Zważywszy na fakt, że był to tzw. mini-kit, wynik uważam za imponujący. Będzie z tego niezły komplecik, choć nie wiem jeszcze jaki ;-)

Mam jeszcze dwa zestawy z tej samej serii - ciekawa jestem, ile z nich obrazków wyjdzie :-D

sobota, 1 lutego 2014

Koralikowe sznurki

Zauważyłam u siebie pewną prawidłowość: gdy przez robótkowy świat przetacza się moda na robienie czegoś, ja ze stoickim spokojem przyglądam się zjawisku. Gdy niemal wszyscy zapomną już, że była moda na owo coś, ja zaczynam dopiero działać na tej niwie. Tak było z bombkami-karczochami, nie inaczej jest z koralikowymi sznurami.

Zrobiłam ich tyle:
i już wiem, że tylko dwa pierwsze ostaną się. Pozostałe są za długie i już rozpoczęłam proces ich skracania. O ile biała kandydatka na bransoletkę dała się skrócić bezboleśnie (wystarczyło rozplątać końcówkę i spruć kawałek), o tyle sznurki różowy i łososiowy zostały sprute całkowicie - przynajmniej poprawię błędy, które zrobiłam wprawiając się w robieniu owych sznurków. Najbardziej byłam zadowolona z cieniowanego złota, ale ten sznur muszę zniszczyć w całości. Na zdjęciu prezentuję stan sprzed skracania.

O ile samo szydełkowanie tych sznurków jest całkiem przyjemnym procesem, o tyle nawlekanie koralików już nie za bardzo. Na szczęście mam w domu dwie osoby, które bardzo lubią to robić :-)

Z uczciwości i dla ewentualnych chętnych do zdobycia nowej umiejętności uprzejmie informuję, że sztuka nie jest trudna. Korzystając ze świetnego kursu Weraph załapałam szybko, o co w tym wszystkim chodzi :-)