Obserwatorzy

wtorek, 31 marca 2009

Zakochałam się

W Połomskim Jeżym zakochałam się - nie, tu nie ma błędu ortograficznego :-) Jeży jest po prostu magnetyczny (dosłownie), a te jego jabłuszka... Sami zresztą zajrzyjcie do Oli Smith, bo Ola to prawdziwa czarodziejka - nie dość, że potrafi wyczarować niesamowite rzeczy z wełny czesankowej, to jeszcze bardzo przystępnie tłumaczy, jak to zrobić.

Zachęcona przejrzytymi tutorialami Oli i po uszy same zakochana w Jeżym dokonałam niewielkich zakupów. Niewielkich, bo a nuż miłość mi przejdzie po pierwszych próbach filcowania? Wzbogaciłam się zatem o czesankę w trzech kolorach i dwa komplety igieł do filcowania (grube i cienkie):
Wytrzymać oczywiście nie mogłam i od razu zabrałam się do ćwiczeń. Niestety nie mogłam za bardzo rozpędzić się z robotą, bo Hania miała "przytulny" dzień (jewa: wykrakałaś - jeszcze górne czwórki do końca nie wylazły, a już dolne rwą się na świat). W każdym razie do końca wieczoru dźgając pracowicie igłą udało mi się wyfilcować w miarę zgrabną (jak na pierwszy raz) kulkę:
Czuję się trochę jak żuczek-gnojownik ;-) Nawet kolor kulki by się zgadzał ;-) Nic to... pierwsza próba filcowania za mną. Wiem, jakie błędy popełniłam i jak przebiega proces filcowania. No i nie złamalam igły (jeszcze) :-) Muszę poczynić dodatkowe zakupy (z tych kolorów czesanki niewiele da się skomponować) i zorganizować jakąś podkładkę - wprawdzie moja kanapa wspaniale sprawdza się w tej roli, ale chciałam ją wymienić dopiero ją za jakieś 1,5 roku (jak Hania wyjdzie z pieluch) a nie za miesiąc ;-) Zanim zakupy do mnie dotrą, przerobię resztę tutoriali Oli i będę mądrzejsza. Przynajmniej w zakresie filcowania na sucho.

piątek, 27 marca 2009

Na wiosnę kwiatki rosną...

ale nie będzie to sukienka dla kochasia, który odszedł w siną dal ;-) Rozpoczęłam wyszywanie "ogrodu", do którego przymierzałam się ze dwa miesiące bez mała. Inspirację zawdzięczam e.guni - dziękuję :-) Dzięki niej trafiłam na stronę Papillon Creations, gdzie niezwłocznie zapisałam się do newsletterowego kącika. W ten sposób uzyskałam dostęp do wzoru, który podzielony jest na 12 części, z czego wynika, że wyszywanie zakończę za około rok. Może szybciej...? A może nie...? Zobaczymy. Pierwsza część jest gotowa, a swoje kolory zawdzięcza mojej potrzebie słońca, wiosny i ogólnie rzecz biorąc pragnieniu oglądania świata w radośniejszych barwach:
Ambitnie poleciałam, bo wybrałam wersję ze ściegami specjalnymi (doskonała okazja do poćwiczenia), bo jest też wersja wyłącznie krzyżykowa. Według zaleceń schematu należałoby jeszcze podoszywać koraliki. Umyśliłam sobie jednak, że ze szmatki powstanie bieżniczek, który od czasu do czasu należałoby wyprać, wyprasować i ogólnie rzecz biorąc użyć czasami, a koraliki raczej nie będą ułatwiać przynajmniej dwóch z wymienionych czynności. Teoretycznie można te koraliki zastąpić muliną, ale metalizowanej nie chcę, bo czasem pewnie trzeba będzie do prania użyć nieco cieplejszej wody niż ta, którą mógłby jeszcze znieść "metal". A właściwie nie wiem, czy cokolwiek będę robić, aby zastąpić koraliki - tak też mi się podoba. No i tak naprawdę nie wiem, czy koniec końców rzeczywiście powstanie z tego bieżniczek.

Ogólnie rzecz biorąc ogródek wyszywa się bardzo miło i na "żywca" wszystkie te ściegi pięknie wyglądają i równie pięknie komponują się ze sobą. Dlatego poważnie zastanawiam się, czy aby nie dołączyć do kolejnego projektu Papillon Creation. W założeniu ma być on większy niż ten i ma trwać dwa lata (co miesiąc publikowana będzie kolejna część schematu), więc uważam, że mam dużo czasu do namysłu.
--------------------------------------------------
P.S. 1. Z tej całej pisaniny można bez trudu odgadnąć mój obecny stan ducha: co ma być, to będzie, a jak już będzie, to się z tym zmierzę.

P.S. 2. Dziwna to rzecz ogromnie, ale coś znudziły mi się krzyżyki. Również dlatego ogródek stanowi miłą odskocznię. Co prawda nie tak do końca, bo jednak trochę krzyżyków się tam plącze, ale niezbyt dużo.

wtorek, 24 marca 2009

Silke Leffler idzie w odstawkę

Zmieniłam kolory płatków i kwiatek zaczął przypominać pierwowzór. Rozpoczęłam wyszywanie liścia i kolory przestały mi pasować. Ponownie zmieniłam muliny, dokończyłam wyszywanie listka i... sprułam. Kolejny raz wymieniłam nici i... zmieniła mi się koncepcja wystroju salonu. Odstawiam więc wzorek w takim stanie, jaki widać:
Może wrócę do niego, jak koncepcja zmieni mi się kolejny raz. A może nie wrócę... Na razie po tych wszystkich szaro-burościach na tamborku, na dworze (gdzie ta wiosna?!) i w nastroju (śpiąca permanentnie jestem - Hani wyrzynają się górne czwórki) moje krzyżykowe jestestwo woła o coś świeżego i zdecydowanie bardziej wiosennego.

piątek, 20 marca 2009

Serdaczek z historią

Uszyła go moja babcia dla swojej najstarszej córki, czyli mojej mamy. Potem nosiła go jeszcze jej siostra i parę innych kuzynek w rodzinie. Po dwudziestu latach babcia znów wzięła serdaczek w swoje ręce i pracowicie wymieniała stare, poczerniałe cekiny na nowe. Tym razem robiła to dla swojej najstarszej wnuczki - dla mnie. Do dziś pamiętam, jak na przedszkolnej zabawie panie okręcały mnie przyglądając się z zachwytem nietuzinkowej odzieży. Potem znowu serdaczek obskoczył wszystkie kuzynki w rodzinie, aby po trzydziestu latach babcia mogła przekazać go dla swojej najstarszej prawnuczki - dla Hani.
Serdaczek musi przejść jednak gruntowną renowację, a ponieważ babcine oczy nie są już tak dobre jak kiedyś, dlatego ja postanowiłam podjąć się tego zadania. Sama jestem ciekawa, jak mi to pójdzie.

czwartek, 19 marca 2009

Pan Truskawka

Ogłoszenia pojawiające się w przedszkolu Pani Matka przegląda w miarę regularnie, ale od czasu, kiedy przegapiła jedno z nich serdecznie zapraszające rodziców na spotkanie z psychologiem (obecność obowiązkowa), skutkiem czego tempo popołudnia z codziennego truchtu zmieniło się w szalony galop, od tego momentu czyta uważnie wszystkie ogłoszenia niezależnie od tego, czy dotyczą starszaków, czy nie. To ogłoszenie trudno było przegapić - wielki plakat informujący o planowanych atrakcjach związanych z powitaniem wiosny. W skrócie:
  1. w poniedziałek koncert "wiosenny",
  2. we wtorek konkurs plastyczny i spotkanie z policjantem i psem,
  3. w środę sadzenie cebulek w ogródku przedszkolnym - według Pana Syna należało przynieść "cebulki kwiatowe, z których wyrośnie szczypiorek",
  4. w czwartek pokaz mody przyrodniczo-ekologicznej,
  5. w piątek pożegnanie zimy i powitanie wiosny.
"Fajnie mają" - pomyślała Pani Matka i poszła po Pierworodnego do sali. Jednak podczas dość długiego procesu wychodzenia z przedszkola (Pan Syn ma wtedy mnóstwo spraw do załatwienia z kolegami) dręczył ją pewien niepokój. Chcąc zlokalizować jego źródło z pewnym wahaniem podeszła raz jeszcze do plakatu i ponownie przyjrzała się jego treści, tym razem bardziej skupiając uwagę na punkcie czwartym: "Pokaz mody przyrodniczo-ekologicznej (prosimy Rodziców o przygotowanie strojów)". Nieco słabo zrobiło się Pani Matce, przypomniała sobie bowiem zeszłoroczną upojną noc, w czasie której dziecięta słodko spały, a ona w tym czasie przyszywała filcowe owoce do uszytego na tę okazję fartuszka (więcej tutaj). Bezwiednie zacisnęła dłonie w pięści: "Nie tym razem!".

Po powrocie do domu, przejęciu opieki nad mniejszą latoroślą i ogólnym ogarnięciu się i dziatwy, Pani Matka posadziła Pana Syna na kanapie i rozpoczęła z nim negocjacje. Trudne to były rozmowy, oj trudne: "Nie chcę być za to przebrany!", "Bartek, ja nie mam zamiaru ślęczeć nad tym po nocach!". Jakimś cudem udało się wybić z głowy Panu Synowi "słoneczny pionek szachowy". Ostatecznie truskawka zadowoliła obie strony, choć z tego, co kołatało się w pamięci Pani Matki wynikało, że truskawka związana jest bardziej z latem niż wiosną. Nic to! Grunt, że smaczniutkie i kolorowe.

W głowie Pani Matki skrystalizowała się koncepcja stroju, którą Pan Syn (o dziwo!) zaakceptował. Następnego dnia do domu przytargane zostały odpowiednie materiały. Po dwóch godzinach, w czasie których Pani Córka z wielką starannością i ogromnym skupieniem wyciągała znaczki ze starego klasera, przed Panią Matką stanął Pan Truskawka:
Patrząc na truskawkowego Pana Syna, Pani Matka pomyślała nie bez satysfakcji: "Dobra jestem!". Do wykonania powyższego stroju użyła kartonu ze sklepu spożywczego, papieru samoprzylepnego (czerwonego i żółtego), czarnej gumy typu "do majtek", kartki z bloku technicznego i zielonej bibuły marszczonej. Najbardziej Pani Matka dumna była z wykorzystania "hard-taśmy" klejącej do zamocowania gumki w truskawkach i zszywacza do sporządzenia kapelutka-szypułki. Oba te wynalazki znacząco przyspieszyły proces powstawania stroju i polecane są przez Panią Matkę jako stałe i niezbędne wyposażenie każdej Pani Domu.

Truskawka tak spodobała się w przedszkolu, że panie przedszkolanki nieśmiało wystosowały do Pani Matki prośbę o pozostawienie stroju w przedszkolu. Propozycja z radością została przyjęta przez twórczynię, która tym samym uniknęła konieczności poszukiwania okazji do potajemnego wyrzucenia rupiecia.

wtorek, 17 marca 2009

Wiosenny perminek

Oprawiłam go już dawno, zdjęcie zrobiłam równie dawno, a potem bidulek jeździł ze mną z domu do pracy i z pracy do domu via przedszkole. W końcu poczta stanęła mi na drodze i obrazek opuścił przytulne wnętrze torebki. Z ulgą odnotowałam fakt, że przesyłka dotarła, z jeszcze większą ulgą, że ten drobiazg spodobał się nowej właścicielce. Mogę go w takim razie bez wstydu pokazać:

czwartek, 12 marca 2009

Sorry, ale...

... nie tak się umawialiśmy! Miało być pięknie, a tu jakieś takie dziwne wychodzi! I co...? Może mam to sobie powiesić na ścianie?! Na MOJEJ ścianie takie coś?!
Nigdy w życiu (jak głosi tytuł pewnej powieści)! Won mi z tamborka! Sama dobiorę kolory i wtedy jeszcze sobie porozmawiamy!
-----------------------------------------------------------------
PS. Ta mała mokra plama po prawej stronie, która wygląda na tłustą, jest efektem testu na zmywalność zmywalnego mazaka. Jak widać test udał się - mokre jest, a pisaka nie ma. Po przejściach z widoczkiem (patrz: aggaw.blog.onet.pl, a konkretnie tu) dokonałam odpowiedniego zakupu.

środa, 4 marca 2009

Pięknego trudne początki

W pokoju zwanym szumnie salonem nad kanapą jest pusta ściana. Duuużo pustej ściany. Aż dziw bierze, że jeszcze nie jest obwieszona haftami. Powiem więcej: w salonie nie ma ani jednej mojej pracy. Od trzech lat zamierzam wyszyć coś celem zapełnienia tej pustki, ale wybór tego czegoś nie jest łatwy. Gdy już coś wybiorę, to po pewnym czasie dochodzę do wniosku, że to jednak nie to. Trafiłam jednak na pewien zbiór wzorów będących przeróbkami grafik Silke Leffler (wielkie podziękowania dla Iwoneczki), które mocno przykuły moją uwagę i niemal chwyciły za serce ;-) Może ich charakter nie bardzo koresponduje ze słowem "salon", ale po pierwsze: bardzo mi się podobają, a po drugie: doszłam do wniosku, że mogłyby wprowadzić nieco lekkości do pokoju wypełnionego bardzo poważnymi ciemnymi meblami, które pamiętają jeszcze kawalerskie czasy Pana Męża. Nie będę ukrywać, że z tęsknotą wyczekuję dnia, kiedy rozsypią się w drobny mak.

Wzorki zatem mam. Już widzę (gdy zamknę oczy - na razie) obrazki na ścianie, obrusy na stole, podkładki pod szklankami i to co widzę, bardzo mi się podoba. Przystąpiłam więc do gromadzenia nici (właściwie: chciałam przystąpić) i tu pierwszy zgryz: ani to DMC, ani Anchor, ani żadna inna znana mi firma. Dziewczyny z forum są jednak niesamowite (wielkie buziaki dla Ciebie, Kama35) i wkrótce nie tylko wiedziałam, że są to nici firmy Vaupel & Heilenbeck, ale byłam również w posiadaniu tabeli przeliczników na nici innych firm. Firmie V&H najbliżej jest do Anchora (owszem, kilku odcieni brakuje, ale dobiorę coś na oko). I tu znów niezbyt miła niespodzianka - część kolorów Anchora jest nie do zdobycia w polskich pasmanterach - po prostu producent nie przewidział rozszerzenia tabeli kolorów na kraj sąsiadujący z Niemcami. Ale i z tym sobie poradzę - na oko i DMC, jak zawsze ;-)

No dobrze, nici mam (przynajmniej większość), kolor aidy wybrany. Na szczęście tknęło mnie i dokładniej przyjrzałam się schematom. Nie ma w nich wprawdzie moich ulubionych inaczej krzyżyków 3/4, ale za to pełno jest krzyżyków, których wysokość bądź szerokość stanowi połowę rozmiaru "regularnego" krzyżyka. Aida od biedy mogłaby być, ale łatwo nie byłoby wyszywać, a efekt prawdopodobnie nie zachwyciłby mnie. Postawiłam więc na Lindę - bawełniany materiał o równym splocie i... zaczęłam wyszywać:Imponująco to to na razie nie wygląda, ale mam nadzieję, że były to trudne początki czegoś pięknego :-)

--------------------------------------------------

Pojawi się teraz pierwsza (poza zmianą adresu bloga) nowość i, nie będę tego ukrywać, ściągam od anek73, bo to bardzo dobry pomysł :-) Pora więc na...

Echa komentarzy
Bardzo dziękuję za życzenia i te dotyczące nowego "mieszkania" bloga i te dla Hani. Przekazałam :-) Jubilatka przyjęła i choć raczej nie bardzo zrozumiała, o co chodzi, to jestem pewna, że gdyby była bardziej świadoma, z pewnością ucieszyłaby się. W każdym razie mamie jubilatki było bardzo miło :-)

bez11: Nic straconego. Zawsze można przypomnieć sobie i wrócić do haftowania. Zaglądaj tutaj co jakiś czas - zamieszczę przewodnik dla początkujących :-)

Sylwia: Nie jestem w stanie Ci pomóc, jeśli nie wiem o jaki schemat Ci chodzi. Chętnie pomogę (o ile tylko będę w stanie), tylko daj znać, jakiego wzoru szukasz.

poniedziałek, 2 marca 2009

Minął rok jak jeden dzień

Jeszcze nie tak dawno nie mogłam sama zapiąć butów. Jeszcze nie tak dawno pisałam o swoich obawach związanych z powtórnym macierzyństwem oraz pobytem w szpitalu. Nie tak dawno Bartek podbiegał do hanusiowego łóżeczka, żeby zobaczyć, jak wygląda ta wyczekana siostrzyczka. Wszystko to było tak niedawno. A tu proszę - człowiek nie zdążył obejrzeć się, a Hania skończyła rok :-)
Byli goście, były prezenty, była jedna świeczka i było fajnie :-) Goście musieli bawić się przez dłuższy czas bez jubilatki, ponieważ Hania jest osobą bojaźliwą i w przeciwieństwie do swojego brata musi dłuższy czas oswajać się z towarzystwem większym niż 4 osoby. Korale bardzo w tym pomogły :-)